Co stało się dzisiaj sejmie?
W zasadzie nic szczególnego. Przeszedł wniosek o przekazanie do dalszych prac w komisjach, projektu zaostrzającego przepisy aborcyjne. Kluby pozwoliły swoim posłom głosować zgodnie ze swoim sumieniem, w efekcie czego 40 posłów Platformy Obywatelskiej i 19 posłów PSL zagłosowało "ZA". Oczywiście wszystkie kluby prawicowe również tak zagłosowały.
Nie byłoby w tym nic wstrząsającego, gdyby nie sytuacja w jakiej znajduje się teraz premier Donald Tusk. Wiadomo bowiem, że wyrósł mu w partii nowy harcownik. Jarosław Gowin, nigdy nie był wielkim stronnikiem swojego szefa. Stanowisko ministra sprawiedliwości dostał, żeby osłabić pozycję Grzegorza Schetyny, którego Tusk tak bardzo się do niedawna obawiał. Jak tragiczna była to decyzja, widzimy od dłuższego czasu. Gowin jest bowiem specjalistą od, powiedzmy to najoględniej jak można, kontrowersyjnych wypowiedzi i decyzji. Pamiętajmy, że zastąpił jednego z bardziej kompetentnych ministrów poprzedniego rządu, czyli Krzysztofa Kwiatkowskiego. Ale mniejsza o kompetencje nowego właściciela ważnej w końcu teki. Nominacja Gowina miała prestiżowo wzmocnić i medialnie docenić prawicowe skrzydło PO. To jednak okazało się zbyt mało, a nasz krakowski polityk - Tusk nigdy nie miał szczęścia do kolegów z tego miasta - po cichu i to nie koniecznie wielkiemu cichu, zaczął zbierać szable. Do wczoraj, nie wiedzieliśmy na ile może liczyć. Dziś już to wiemy. Ma ich minimum czterdzieści, bo przecież musimy wziąć pod uwagę, że część tych, którzy wstrzymali się dziś od głosu, mogli wykazać się daleko idącym pragmatyzmem, nie skazując się tym samym na ujawnienie.
Podobny problem ma również Waldemar Pawlak, bo znakomita większość jego klubu zagłosowała inaczej niż on. Sytuacja tego polityka jest jeszcze trudniejsza, bo dzisiejsze wydarzenia sejmowe mogą mieć znaczenie w zbliżających się wyborach władz krajowych PSL. Za chwilę okaże się, że psu na budę były wszystkie kawiarniano-restauracyjne rozmowy z liderami opozycji, oczywiście tymi, którzy postanowili wziąć udział w wewnątrzpartyjnej kampanii Pawlaka, a zacny przecież kontrkandydat jakim jest Janusz Piechociński, będzie bardziej miły uczestnikom "chłopskiego kongresu".
Ale wracajmy do sedna mojego, mocno dziś spiskowego, komentarza.
Najważniejszą rzeczą w sejmie jest ... arytmetyka. Szczególnie zaś, gdy jesteśmy w przededniu powtórnego expose premiera. Swoją drogą, to dość kuriozalna sytuacja, kiedy to premier po roku pracy swojego rządu, ma zamiar wygłosić, po raz kolejny, swą "mowę tronową". Wszyscy wiemy, że nie jest to parlamentarna norma i domyślamy się, że źle musi się dziać w państwie polskim, żeby po takie narzędzie sięgać.
Faktem niezaprzeczalnym jest również to, że rządzący są ostatnio w impasie. Po zeszłotygodniowych sondażach, w których PO zrównało się z Prawem i Sprawiedliwością, nadeszły świeże, w których to partia Kaczyńskiego ma przewagę, i to nie byle jaką. Daleki jestem od tego, żeby odtrąbić teraz zwrot w nastawieniu wyborców ale widać, że coś drgnęło.
Chimeryczny z natury koalicjant jakim jest PSL, nie dodaje Tuskowi komfortu rządzenia a świadomość, że we własnej partii ma Alibabę z co najmniej czterdziestoma rozbójnikami, ostatecznie plasuje premiera w okolicach niesławnego pola H8 - szachiści wiedzą o czym piszę.
Premier ma oczywiście kilka ruchów na wypadek czarnego scenariusza, bowiem utrata prawicowego skrzydła PO i zbuntowanego PSL-u (choć czy może się tak zbuntować żeby odciąć się od dziesiątków tysięcy posadek?) , może być zrekompensowana, przynajmniej teoretycznie, zawsze wiernymi hufcami Hetmana z Biłgoraja i wyważonym w działaniu, choć mocno nastawionym na realizację swojego programu SLD.
Z arytmetycznego punktu widzenia, taka "układanka" jest możliwa. Czy udało by się z tego stworzyć stabilną konstrukcję na nadchodzące trudne czasy?
Zobaczymy co najbliższe dni pokażą.
PS. Wszystkie dzisiejsze założenia taktyczne opieram na wynikach debaty światopoglądowej, choć przyznam, że światopogląd na gospodarkę nie musi być wcale tak odległy od kwestii moralnych.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz