Twitter,
to zdecydowanie narzędzie, dla awangardy w sieci. Ci, którzy to
wiedzą, chwalą je sobie i poświęcają mu trochę więcej czasu
niż innym mediom społecznościowym. Dlaczego tak się dzieje? Nikt
chyba jeszcze dokładnie tego nie przebadał, ale mam wrażenie, to
magia 140 znaków. Tak, wszystkie facebookowe gaduły piszące
elaboraty na dwie strony formatu A4 w Arialu10, będą zrozpaczone.
Ale tylko na początku. Moi rówieśnicy i starsi pamiętają
zapewne, że gdy wchodziła telefonia komórkowa i po raz pierwszy
można było wysłać wiadomość tekstową, mieliśmy do dyspozycji
jedynie 160 znaków ze spacjami. Tu mamy jeszcze mniejsze pole do
popisu ale w późniejszym czasie powiem ci jak to obejść.
Skoro
teraz mnie czytasz, to albo ktoś cię do tego zmusił, albo na 99%
masz konto na facebooku. Nie muszę Ci więc tłumaczyć, jak założyć
podobne na Twitterze. Pamiętaj o ciekawym avatarze lub zdjęciu, na
którym nie musisz koniecznie udawać zafrasowanego Sokratesa. To kim
jesteś i tak wyjdzie w praniu i najmądrzej sfotoszopowana fotka i
tak ci nie pomoże. Tutaj musisz być sobą, każda kreacja zostanie,
wykryta, obnażona i w bestialski sposób napiętnowana.
Dobra
wiadomość jest taka, że niemal nie ma ograniczeń w wyborze
docelowej grupy jaką będziesz obserwować. To ty wybierasz czyje
wpisy będziesz chciał czytać. Jest tu jednak pewne ograniczenie.
Niektórzy użytkownicy Twittera cenią sobie ciut bardziej swą
prywatność i ustawiają konieczność potwierdzenia możliwości
obserwowania. Wiąże się to jeszcze później z możliwością
retweetowania jego treści ale o tym jeszcze będzie. Jeśli chcesz
wiedzieć, co do powiedzenia mają politycy i tylko oni, wybierasz
swoich ulubieńców i przy ich nazwiskach klikasz na przycisk z
niebieskim ptaszkiem. Jest druga dobra wiadomość – jeśli czytany
jegomość w przyszłości nadwyręży Twoje zaufanie, zawsze możesz
przestać go obserwować.
Pisałem
jednak, że można o wszystkim i tak właśnie jest. Powiedzmy, że
zainteresował cię delikwent o nazwisku Plichta. W okienko
wyszukiwania, w prawym górnym rogu, wpisujesz #Plichta i za chwilę
widzisz kto i jaką swoją wypowiedź takim tagiem oznaczył lub jego
nazwiska użył. Wiesz już teraz, że jak wpiszesz #hardcore, to
również wyskoczą ci odniesienia to tego akurat sformułowania. Nie
wiedzieć czemu wpisanie #dupamaryny nie odsyła do żadnych wpisów.
To powinno dać ci do myślenia.
Kto
jest na Twitterze najbardziej aktywny? Dziennikarze, politycy,
publicyści, blogerzy i inni dla których polityka jest interesująca.
Dlatego najłatwiej będzie ci podczepić się pod kogoś, kto ma
napisanych więcej niż 300 tweetów i sprawdzić kogo ma na liście
obserwowanych delikwentów. Kiedyś kolega poprosił mnie żebym
podpompował mu oglądalność jego profilu. Z mojego punktu widzenia
sprawa nie była trudna. Dodałem mu do „obserwowanych” niemal
wszystkich, których i ja obserwuję, po czym przez tydzień
podpowiadałem mu koncepcje na ciekawe wpisy a w zasadzie
inteligentne wcinanie się w czyjeś rozmowy, tudzież komentowanie
czyichś wpisów. Zadziałało, chłop po dwóch tygodniach miał o
247 „obserwujących” więcej. Potem niestety się zatrzymał, bo
nie dbał wystarczająco o jakość dyskusji a Twitterianie nie
śledzą „bylejakości”.
Większość
polityków popełnia na TT, bo tak też jest nasze medium nazywane,
grzech pychy i serwują ci jedynie swoje wynurzenia. Możesz
komentować ich wpisy do usranej śmierci a oni i tak nigdy nie wejdą
z tobą w interakcję. Możesz być wtedy pewien, że nie wiedzą po
co tu są, poza niezbyt udaną promocją samych siebie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz