Tweetnij Obserwuj @MRGrzegorczyk

niedziela, 24 lutego 2013

Kwaśne deszcze



          Inicjatywa Europa+ to twór przedziwny. W zasadzie nie wiadomo jeszcze jaki ostatecznie będzie a już część mniej w polityce obeznanych, ogłasza go „wielkim zjednoczenie lewicy”, przy czym już same nazwy ugrupowań jakie przy tej okazji padają, wybitnie wskazują, że mały rewanżyzm daje bardzo mocne bodźce. Nigdy jednak niskie pobudki nie były paliwem rzeczy wielkich.
          Twierdzenie bowiem, że inicjatywa Kwaśniewskiego, Siwca i Palikota jest początkiem czegoś nowego na lewicy jest tak prawdopodobne jak fakt, że z nieba zacznie padać żółty śnieg. Oczywiście wielokrotnie widzieliśmy taki, ale każdy z nas wie, że tej odmiany się nie jada.
Wracając do roli prezydenta Kwaśniewskiego w życiu politycznym kraju, już kilka projektów pokazało, że jego wpływ na bieg wydarzeń jest praktycznie żaden. Oczywiście, w chwili kiedy wystawiał się pod osąd wyborców dwie dekady temu – wygrywał. Kiedy jednak był, li tylko ciałem wspierającym, odnosił spektakularne porażki. W zasadzie, ci którzy liczyli na bonus mając Kwaśniewskiego za plecami, srodze się zawiedli. Projekt „Lewica i Demokraci” spalił na panewce, SdRP też nie zapisała się złotymi zgłoskami w polskiej historii współczesnej. Nawet ostatnio, gdy o wsparcie w kampanii 2011 poprosił Kwaśniewskiego Grzegorz Napieralski, ten wolał poddać się liftingowi twarzy niż wesprzeć lewicę w ostatnich tygodniach walki. Oczywiście oficjalnie, wszystkie agencje podały, że prezydent przechodzi planową operację dysków kręgowych, ale tylko wyjątkowi naiwniacy w tę wersję uwierzyli.
          Dziś mamy jednak prawie półtorej roku do kampanii europarlamentarnej, cierpiącego na chroniczny spadek poparcia Palikota i Siwca, który dowiedział się, że nie może być pewny pierwszego miejsca na listach SLD do Brukseli. Ten ostatni, szybko strzelił focha, pobiegł do swojego „protektora” i schował się w jego rozporku. Swoją drogą, jakie relacje muszą łączyć obu panów jeżeli, by ratować pozycję Siwca, Kwaśniewski angażuje się w z góry przegrany projekt z największym happenerem i skandalistą polskiej polityki, z człowiekiem, który jeszcze kilkanaście dni temu insynuował, że Wanda Nowicka chce być zgwałcona, który kilka dni temu chwalił się na Twitterze, że partia jego imienia jest bardziej liberalna niż Platforma Obywatelska i odbierał za to gratulacje od samego Verhofstadta. Czy Aleksander Kwaśniewski uważa wyborców za idiotów? Czy uważa ich za „ciemną masę”, która łyka każdy kit? Nawet taki, że partia Palikota ma cokolwiek wspólnego z lewicą?
          Wierzę w ludzi, i chyba tylko dlatego zastanawiam się czym Siwiec zmusił Kwaśniewskiego, do żyrowania i promowania ludzi takich jak Palikot? Za co musi Aleksander się teraz Siwcowi odwdzięczyć? Bo to, że prezydent nie wystartuje w eurowyborach jest dla mnie pewne. Po pierwsze, jako była głowa państwa byłby chyba pierwszy, który się o EU-mandat ubiegał. Po drugie, musiałby zrezygnować z działalności „doradczej” tu i tam a apanaże brukselskie, choć dla większości ludzi bardzo wysokie są jedynie kroplą w morzu tego co na konta Aleksandra wpływa dzisiaj. Po trzecie, musiałby oficjalnie, na krajowym podwórku powiedzieć „sprawdzam” a sądząc po dotychczasowych wynikach wspieranych przez niego inicjatyw, wcale na sukces nie wskazuje.
          Co więc jest podstawą jego decyzji? Bo zakładam, że Palikot rozgrzebujący co rusz sprawę domniemanych więzień CIA i prezydenta w tym odpowiedzialności, nie. Zapewne „gwałcenie” Wandy Nowickiej, skąd innąd, działaczki blisko związanej z panią Prezydentową również. Zakładam, że wiedza o przepastnych szafach służb specjalnych z kwitami na „biznesmena z Biłgoraja' też nie jest okolicznością sprzyjającą. Co zatem?
Czy tylko chęć bycia w mediach? To można przecież załatwić zupełnie inaczej.
          Nie często, znajduję się w sytuacjach, których nie rozumiem. Zakładam, że nie może chodzić jedynie o chęć dokopania przewodniczącemu SLD przez ludzi, którzy nie dotrzymali mu kroku i pomimo prób wyeliminowania go z polityki, polegli. Przecież mamy do czynienia z wytrawnymi graczami, którzy własne urazy mają głęboko pochowane w sejfach, bo wiedzą, że posługiwanie się nimi jest działaniem samobójczym. Co takiego wmówiono czy położyli na stole prezydenta Kwaśniewskiego, że ten podjął się straceńczej misji?
Niech mi to wreszcie ktoś wyjaśni, bo nie potrafię tych puzzli ułożyć.

poniedziałek, 18 lutego 2013

Koń trojański lewicy


          Ostatnie dni powinny zmusić, mam nadzieję wielu ludzi, do zmiany pozycjonowania niektórych partii politycznych. Baczni obserwatorzy od dawna bowiem wiedzą, iż jeśli ktoś w mediach twierdzi, że jest lewicą a na sali sejmowej głosuje jak ugrupowanie klasycznie liberalne, to albo ma trudności z nazwaniem własnej orientacji albo cynicznie wprowadza opinię publiczną w błąd.
          W stosunku do tego co robi Palikot i partia jego imienia, wątpliwości nie powinno być już dawno. Niestety ciągle jeszcze część wytrawnych polityków nie potrafi wyjść z wąskiej uliczki niezrozumienia. Kiedy bowiem słyszę lewicowego polityka, który wieczorem w rozmowie z Anitą Werner mówi, że podoba mu się pomysł budowy silnej centrolewicy z byłym prezydentem, jako „dobrym duchem” tego projektu, to uważam, że trafia w sedno. W takim miksie bowiem, pozycjonowanie jest oczywiste: SLD to lewica, RP – centrum.
Niemal w tym samym czasie główny bohater obecnego politycznego zamieszania zamieszcza na Twitterze wyniki sondażu ulicznego przeprowadzonego przez ewybory.eu w Krakowie. Oto oryginalny wpis, tabela z wynikami i przede wszystkim ważny komentarz Guya Verhofstadta.



          W tym kontekście twierdzenie innego posła SLD w poniedziałkowy ranek, że „nie ma wroga na lewicy” też jest jak najbardziej uprawniona. Ale nie można w chwilę później mówić o „lewicowości Palikota”, bo to zwykły oksymoron. Oczywiście pamiętamy pierwszomajową szopkę showmana z Lublina ale nie możemy zapomnieć również o późniejszych wybitnie liberalnych kongresach gospodarczych, o głosowaniach nad ustawą emerytalną czy podniesieniem płacy minimalnej. Świetny głos w sprawie ustalenia nurtu jakim ugrupowanie Palikota ma podążać zabiera posłanka Halina Szymiec-Raczyńska. To chyba jedyna teraz osoba, która otwarcie przypomina guru swojej partii do jakiego ugrupowania wstępowała w drugiej połowie 2011 roku.
Oczywiście pisanie listu otwartego do Palikota z krytyką jego postępowania, będzie skutkowało najprawdopodobniej wyrzuceniem albo innymi poważnymi problemami w funkcjonowaniu w klubie poselskim, bo zawsze tak się w przypadku tego pana kończy. Ważne jest jednak, że ktoś odważył się wreszcie powiedzieć głośno, że „to nie tak miało być”, założenia były neoliberalne a teraz z pobudek czysto koniunkturalnych, tworzy się inną wizję Ruchu Palikota. Jak widać, niewielu członków klubu czuje się komfortowo z przyszytą łatką lewicowego ugrupowania. Dobrze było z nią startować do wyborów i omamić część elektoratu, która liczyła na nową jakość ale przecież teraz maski można zdjąć i „robić swoje”.

          Trochę czasu zapewne upłynie zanim ludzie przemawiający w mediach przestawią i wyostrzą kryteria politycznego pozycjonowania ale gorąco do tego zachęcam – nie bójmy się nazywać rzeczy po imieniu, bo koń jaki jest każdy widzi. I na całe szczęście coraz więcej jest tych, którzy widzą Palikota jako trojańskiego konia lewicy.

wtorek, 12 lutego 2013

Adwokaci Kalego


„Kali ukraść krowa – dobrze, Kalemu ukraść krowa – źle” - obserwując serwisy informacyjne i blogi, wydaje się, że to już powszechnie uznana „pierwsza zasada retoryki politycznej”. Chcecie przykłady? Oto i one:

Marcinkiewicz przywozi wynegocjowane w sumie 101 mld euro na lata 2007-2013 z unijnego budżetu – PiS wychwala go pod niebiosa, że taaaaki sukces ale gdy Donald Tusk na lata 2014-2020 osiąga wynik 105,8 mld euro w dobie kryzysu i cięć budżetowych to ten sam prezes PiS mówi, że to wstyd, bo można było wytargować więcej.

Europoseł Kurski zablokowuje publikację materiałów o swoim romansie, bo „o życiu prywatnym osób publicznych pisać się nie powinno” ale ten sam Jacek Kurski jest przecież autorem rewelacji sprzed lat ujawniającym wojenną przeszłość dziadka Donalda Tuska.

Palikot ubolewa i uważa za wysoko niestosowne, że Wanda Nowicka w jednym z wywiadów przekazała treść ich rozmowy z kuluarów sejmu, zapominając jak mniemam o opublikowanej przez wydawnictwo „Czerwone i Czarne” książce autorstwa Palikota właśnie, pod tytułem „Kulisy Platformy”, w której aż roi się od poufnych informacji zaczerpniętych z rozmów w cztery oczy.

W tym samym kontekście może się też jawić wczorajsza decyzja Benedykta XVI, bo jeszcze jako kardynał Ratzinger nieprzejednanie stał na stanowisku: „papieżem się jest do śmierci”, ale gdy sam stanął w obliczu słabości, obojętnie jakiej, postąpił zgoła inaczej.

Tego typu przykładów można mnożyć w nieskończoność. Wiemy też, że nie jest to wynalazek naszych czasów. Wszak już Jan Kochanowski we fraszce „O kaznodziei” pisał:
Pytano kaznodzieje: "Czemu to, prałacie,
Nie tak sami żywiecie, jako nauczacie?"
(A miał doma kucharkę.) I rzecze: "Mój panie,
Kazaniu się nie dziwuj, bo mam pięćset na nie;
A nie wziąłbych tysiąca, mogę to rzec śmiele,
Bych tak miał czynić, jako nauczam w kościele".

Jak widać odwołujący się do moralności, powinni się trzy razy zastanowić, czy lub jak szafować słowami, bo nigdy nie wiadomo czy raz zapamiętane, w innym czasie nie wrócą jak bumerang.
A wtedy odwłok może zaboleć.

sobota, 9 lutego 2013

Obrona Palikota


          Od wczoraj każdy, kto składa litery w słowa a te w mniej lub bardziej składne zdania, skomentował finał dryblingu „nowego mesjasza lewicy”, „wielkiej nadziei socjaldemokracji” etc P.T. Janusza Palikota. 96% tych wynurzeń, to mniej lub bardziej zajadła krytyka. Reszta, czyli wierni wyborcy jacy się jeszcze przewodniczącemu partii swojego imienia zostali, udowadniali jakie to epokowe zwycięstwo miejsce w Sejmie miało.
          Jako że nie lubię kopać leżących, postanowiłem znaleźć kilka „plusów dodatnich” jakie Palikot swą zagrywką spowodował. W tym miejscu muszę jednakowoż przyznać, że do wczorajszego południa wszystkie kopniaki jakie Januszowi „sprzedałem” były moralne, bo się dziarsko na stojaka trzymał.

Przechodząc do sedna, pozwólcie że wypunktuję zasługi Mistrza z Biłgoraja, bo tak będzie krócej:
  • po raz pierwszy posłowie i posłanki RuPa (skrót wymyślony przez znajomego na Twitterze – pasuje do ugrupowania jak ulał) pokazali, że mają jaja oraz niekoniecznie jałowe jajniki i potrafią podjąć decyzję inną niż „pan i władca” wcześniej w mediach zapowiedział;
  • wahającemu się ciągle Aleksandrowi Kwaśniewskiemu, czy podjąć trud budowy centrolewicowej hybrydy, nie dał żadnych wątpliwości, że ewentualne „tak” będzie ostatnim „tak” jakie łaskawi wyborcy przełkną a i tak, za tym projektem nie zagłosują;
  • Wanda Nowicka uwierzyła w siebie jako przedstawicielkę kobiet wojujących o prawa, które mają od dawna tylko nie wiedzieć czemu z nich nie korzystają;
  • prof. Magdalena Środa ostatecznie pozbyła się jaskry i postanowiła nie firmować już dłużej swoim nazwiskiem podejrzanych moralnie i ideologicznie projektów;
  • od kilku godzin część prawdziwie lewicowych, zdawać by się mogło, polityków, którzy do niedawna nie ukrywali profuzyjnych tendencji, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, swą optykę radykalnie zmieniło;
  • posłanka Halina Szymiec-Raczyńska mogła swój manifest ideologiczny na „parówkowym portalu” bezkarnie zamieścić, z którego jednoznacznie wynika jaką orientację ideologiczną miał RuPa jeszcze przed rozpoczęciem kampanii wyborczej w 2011 roku – że o jej stosunku do klubowej koleżanki Anny Grodzkiej nie wspomnę;
  • pierwsze od niepamiętnych czasów ciepłe słowa Janusza Palikota wobec Grzegorza Schetyny wypowiedziane na sali plenarnej Sejmu RP ale także opublikowane na Twitterze – były marszałek nie jest już dla naszego „bohatera” Shrekiem i knurem a „Obywatelem”;

           W najbliższym czasie okaże się, że tych pozytywów zapoczątkowanych 8 stycznia 2013 roku będzie znacznie więcej ale nic straconego – dopiszę kolejne części.
          Tymczasem cieszmy się i radujmy z tego co mamy i bądźmy wdzięczni Januszowi Palikotowi, bo to za jego zamysłem i działaniem się stało.

poniedziałek, 4 lutego 2013

Grodzką i Nowicką ubijanie piany.


          Wygląda na to, że najbliższy tydzień upłynie nam na obserwowaniu sztuki teatralnej napisanej w reżyserowanej, choć może nie do końca, przez mistrza groteski politycznej – Janusza Palikota. W zasadzie spektakl zaczął się już kilkanaście dni temu. Ale to był zaledwie pierwszy akt. Ale zacznijmy od początku.
Zbliża się dzień głosowania nad związkami partnerskimi i dużo ważniejszego dla koalicji wniosku komisji, o możliwość sprzedaży akcji LOTOSu, ale o tym było w poprzednim wpisie. Jakoś sprawę trzeba przykryć więc scenarzysta – Donald Tusk i reżyser – Janusz Palikot zaczynają pisać sztukę.

Akt I

Marszałek Kopacz, ni z gruchy ni z pietruchy, opowiada dziennikarzom jakie to przyznała prezydium sejmu nagrody. Raban medialny wszczyna się wielki. W zasadzie wszystkie kluby są na to przygotowane, bo średnio co roku się taki chocholi taniec przerabia a w efekcie i tak nic się nie zmienia. Ale nie tym razem. W tym roku hetman z Biłgoraja wznosi się na szczyt cynizmu/obłudy i rozpoczyna akcję odwołania Nowickiej z prezydium sejmu. Gdzie tu cyniz/obłuda zapytacie? Ano jest, bo nagrody przyznane zostały w listopadzie a awantura o to zaczyna się w ostatnich dniach stycznia i jeśli reszta klubu parlamentarnego Ruchu Palikota może być nieświadoma panujących w sejmie okołoświątecznych zwyczajów, bo są tu pierwszy raz, to sam Palikot zna ten proceder jak zły szeląg. Co więc robi? Ubija swoją koleżankę w świetle kamer licząc zarówno na wzrost notowań ze względu na pozorną moralność polityczną a przede wszystkim na wielkie zamieszanie jakie się w związku z tym uczyni.
Jeśli chodzi o pierwszą motywację, to przełomu nie widać, ale za to drugi cel – udaje się osiągnąć nadspodziewanie.

Akt II

Wanda Nowicka idzie w zaparte – nie złamałam prawa.
Palikot i jego gwardia przyboczna – jest kryzys, jak mogłaś wziąć TAKĄ kasę? Co ludzie na to powiedzą?
A co mają powiedzieć? Wszyscy wiedzą, że przy korycie fajnie jest: Borusewicz 50 tysięcy złotych tej samej nagrody, wicemarszałkowie Senatu – po 27 tysięcy nagrody, premier Tusk – 180 tysięcy nagrody, wymieniać dalej? Proceder kręci się od lat i tłumaczyło się już z tego tylu, że mało kto ich z tego pamięta.
Nie wnikam czy były inne powody odwołania Nowickiej, bo sam o jej postawie politycznej mam wyrobione i raczej mało pozytywne zdanie. Nie zdziwiłbym się gdyby część klubu RP była wściekła słysząc niektóre wypowiedzi swojej wicemarszałkini. Obstawiam, że nawet średnio wyrobieni januszowi posłowie byliby skuteczniejsi w telewizyjnych debatach i wypadaliby lepiej ale przecież od początku to było wiadome.
Jest tylko jeden sęk w całej sprawie, a w zasadzie dwa – Nowicka nie złamała prawa a reszta klubów nie nałoży na swoich przedstawicieli w prezydium Sejmu podobnych sankcji. Odwołanie wicemarszałkini, po złożeniu stosownego wniosku przez klub, musi przegłosować „wysoka izba”. Co się stanie jeśli z jakichś względów, a znalazłoby się ich sporo, tego nie zrobi? Nic prostszego, Wanda musi zrezygnować sama. To jednak poważna decyzja a w odbiorze społecznym niczym przyznanie się do winy. Trzeba zatem za taki ruch odpowiednio zapłacić. Palikot proponuje Nowickiej „jedynkę” do Europarlamentu, z któregoś z okręgów. Taka deklaracja dzisiaj nic go nie kosztuje, nasza bohaterka nie musi wiedzieć ile są januszowe słowa warte (my wiemy, że absolutnie nic), koniec końców dobijają targu. Na tym etapie wszyscy są zadowoleni.
Znalazła się okazja żeby się Nowickiej pozbyć i to w stylu zapewniającym dużo emocji i jak widać, chłopcy jej nie zaprzepaścili.

Akt III

W czwartkowe popołudnie zbiera się prezydium klubu parlamentarnego Ruchu Palikota, na którym trzeba wybrać zastępcę na wicemarszałkowym tronie. Jeśli ktoś liczył na kandydaturę niekontrowersyjną dla reszty poselskiej braci, to jest zwykłym naiwniakiem. Skoro głównym celem jest zadyma medialna, to kandydatura może być tylko jedna - Anna Grodzka. Funkcyjni w partii nie mają co do tego wątpliwości, rozradowany tym faktem Palikot leci w te pędy do mediów i przekazuje te sensacyjne wieści. To nic, że to klub parlamentarny powinien taka decyzję przegłosować, a będzie miał taką okazję dopiero za kilka godzin, w wywiadach Janusz już zakłada, że 99% jego posłów tak właśnie uczyni. Nie wnikam jakiego to ułamka posła czy posłanki nie był pewny, bo ważniejsze jest w moich rozważaniach to, w jakim położeniu znalazło się jego ponad czterdziestu „rozbójników”. Po raz pierwszy bowiem, Palikot jawnie pokazuje opinii publicznej kim oni dla niego są – maszynkami do głosowania li tylko. Smutna to konstatacja dla tych z nich, którzy potrafią jeszcze oglądać z rana swą twarz w lustrze.
I tak sytuacja w sejmowej palikociarni się zmienia, bo dwóch parlamentarzystów odważyło się wstrzymać od głosu a jeden oddać głos nieważny. Ale w ogólnym rozrachunku kandydatura Anny Grodzkiej zostaje zatwierdzona.

Akt IV

Zaczyna się nowy tydzień, dziennikarze o niczym innym nie dyskutują jak tylko o tym kto kandydaturę Grodzkiej poprze a kto nie, jakie to zasługi predestynują Annę na to stanowisko, co do tej pory uczyniła, czym się wsławiła etc.
Głosowania w tej sprawie odbędą się zapewne w piątek, więc im bliżej godziny ZERO tym atmosfera będzie gorętsza. Od wczoraj jeszcze dochodzi drugi temat, który jeszcze w mediach nie zaistniał odpowiednio ale to tylko kwestia czasu. Chodzi o to, że Wanda Nowicka i jej doradcy, bo takowych musi mieć – sama nie dałaby rady, zastanawiają się czy aby cena za jaką się sprzedała nie jest zbyt niska i przebąkuje, że niekoniecznie musi sama odejść ze stanowiska jeśli Sejm jej nie odwoła. To ostatnie nie jest takie niemożliwe, bo pomimo tego, iż istnieje w parlamencie niepisane prawo, że decyzje klubu w obsadzie stanowiska w prezydium nie podlegają dyskusji, to chcę przypomnieć, że w przypadku Nowickiej, do złamania tejże już doszło na samym początku kadencji. Nie kto inny jak Donald Tusk musiał nieźle swoich konserwatystów przycisnąć, żeby w drugim (!) głosowaniu zagłosowali zgodnie z wolą Palikota. Teraz, mając jako pewną następczynie Anne Grodzką, mogą się „gowinowcy” mocno znarowić. Zresztą nie tylko oni, bo i sam Niesiołowski będzie miał wewnętrzny dylemat i znając życie może się np. na sali nie pojawić. Stanowiska SLD i PiS są w tej sprawie jasne i jak pierwsi nie widzą merytorycznych uchybień w pracy marszałkini, to drudzy zagłosują „przeciw” z czystej i nieskrywanej niechęci dla Palikota. Jedynie garstka Solidarnych Polaków poprze wniosek licząc na to, że uda im się na wakującym stanowisku posadzić Ludwika Dorna. Co zrobi PSL nawet nie dociekam, bo to dla mnie towarzystwo bardzo przewidywalne w swej nieprzewidywalności.
I tu się niestety zatrzymam, bo ...

Prawdziwa zadyma jest jak widać dopiero przed nami, o gospodarce znowu będzie niewiele, nawet sprawy negocjacji nad unijnym budżetem słabiej się w świadomości i wiadomościach przebijają, że o takim LOTOSie w ogóle nie wspomnę.

W powyższym scenariuszu mogą się pojawić jeszcze inne, o tyle nieoczekiwane co sensacyjne, wydarzenia, które spowodują, że nadchodzący tydzień będzie jeszcze bardziej frapujący. Nie podzielę się jednak podejrzeniami, bo nie chcę ani sobie ani wam psuć zabawy.

piątek, 1 lutego 2013

Jak rząd po wielkiemu cichu spółki sprzedaje.

          My tu sobie o związkach partnerskich, wymianie Grodzkiej za Nowicką, sprowadzeniu „przenajświętszego wraku” a na zapleczu sprzedają nam ostatnie dobrze prosperujące spółki.
          Kiedy niemal rok temu koalicja rządowa przegrała głosowanie o odrzucenie w pierwszym czytaniu obywatelskiego projektu ustawy o zachowaniu przez państwo większościowego pakietu akcji Grupy LOTOS, opozycja wiwatowała oklaskami na stojąco. Nie obyło się bez pyskówek, inwektyw i obrzucania się błotem z sejmowej mównicy. Ostatecznie dokument został przekazany do prac w komisji. Ta debatowała niemal rok, zawyrokowała to co od początku miała zawyrokować i w efekcie 25 stycznia 2013r. odbyło się „głosowanie nad przyjęcie wniosku komisji o odrzucenie projektu ustawy o zachowaniu przez Państwo Polskie większościowego pakietu akcji Grupy LOTOS są, zawartego w druku nr 24”. Głosowało 447 posłanek i posłów, 224 było „za” (całe PO, 21 z PSL), 222 „przeciw” (cała opozycja i 3 z PSL), 1 się wstrzymał (Józef Zych z PSL).
          Tym razem jednak żadnych fajerwerków w reakcji na wynik nie było. A szkoda, bo tą decyzją Sejm RP dał rządowi Donalda Tuska wolną rękę w sprzedaży akcji strategicznej firmy sektora paliwowego. Firm aspirujących do kupna naszego pomorskiego potentata jest sporo. Do sprzedania jest bowiem 53% akcji znajdujących się w rękach Skarbu Państwa. Śledząc ostatnie posunięcia rządu, jestem niemal pewny, że chętni do ich kupienia już zacierają ręce a w najbliższym czasie dojdzie do szybkiej transakcji. Podobnie bowiem, dosłownie z dnia na dzień, „opchnięto” tydzień temu 10% akcji banku PKO BP a wcześniej pakiety KGHM. Co prawda państwo zachowuje w tych spółkach stale jeszcze pakiety kontrolne ale jak wyliczyli specjaliści w przypadku lubińskiego giganta sprzedaż walorów odbyła się ze stratą dla Skarbu Państwa aż 2,5 miliarda (!) złotych.
          Mieliśmy już w przeszłości wybitnych inwestorów z egzotycznych krajów, którzy doprowadzali do upadku ikony naszej gospodarki, dobrze wiemy jak w sprawach sprzedaży polskich spółek zachowują się służby specjalne i jak dobrze działa „wywiad gospodarczy”. Wszystko to może jedynie napawać strachem o przyszłość naszego sektora paliwowego, że o jego bezpieczeństwie w ogóle nie wspomnę.
          Dlaczego jednak sprawy gospodarcze nie trafiają na łamy gazet, portali informacyjnych i głównych wydań „Faktów”, „Wydarzeń” i „Wiadomości”? Odpowiedź jest prosta: bo rząd i jego cisi poplecznicy dbają o stały dopływ mniej lub bardziej „poważnych” tematów do dyskusji. W chwili kiedy 10% akcji PKO BP rzucanych było na giełdę, wszyscy już grzali się dyskusją o nagrodach dla prezydium Sejmu, Palikot rozpoczął szopkę z odwołaniem Wandy Nowickiej a parlament rozpoczynał debatę o związkach partnerskich. Jaki miała ona przebieg dobrze pamiętamy, bo w zasadzie jej echa jeszcze nie umilkły. I szybko się to nie stanie, bo już w przyszłym tygodniu znowu będziemy obserwatorami walki o sprawy światopoglądowe - sprawa Wandy Nowickiej płynnie przejdzie w awanturę o Annę Grodzką na fotelu wicemarszałka Sejmu. Tę grę Palikot będzie rozgrywał długo i znając jego, do bólu komercyjnie. I wcale mnie to nie dziwi, bo przy tak niskich notowania partii jego nazwiska, musi chłop się na szkle pojawiać. To przy okazji, nie wiedzieć czemu, po raz kolejny mocno się przysłuży premierowi Tuskowi, bo w ciszy i spokoju będzie mógł spieniężyć trochę LOTOSu i podreperować budżet. Być może, za kurtyną medialnych fajerwerków będzie się odbywało coś jeszcze, ale to zapewne zauważą tylko ci najczujniejsi.
          Nie twierdzę, że tematy światopoglądowe nie są ważne, ale na Teutatesa, mamy do czynienia z globalnym kryzysem, bezrobocie rośnie, wyniki gospodarcze spadają na łeb na szyję, gospodarka zwalnia jak nigdy w ostatnim dwudziestoleciu a rząd sprawia wrażenie jakby wszystko było w jak najlepszym porządku. Jeśli Donald Tusk nie weźmie się do roboty zamiast uprawiać PR-owe gierki, to niebawem obudzimy się z ręką odmoczoną w nocniku. Jeśli w ogóle się z tej śpiączki wybudzimy.