Tweetnij Obserwuj @MRGrzegorczyk

poniedziałek, 31 grudnia 2012

Show na koniec roku.

Dzisiejszą wymianę tweetów pomiędzy Jarkiem Kuźniarem a premierem Tuskiem oceniać można jedynie w kategorii "humorystyczne zakończenia trudnego roku". Nikt przy zdrowych zmysłach, nie wyobrażał sobie bowiem, że w jej efekcie dowiemy się czegoś nowego. Ważne informacje na Twitterze podają przecież tylko ministrowie: Sikorski, Nowak i Graś. Moim zdaniem dlatego, że nie mają dziennikarzom i społeczeństwu w realu nic ważniejszego do przekazania. Nowak nie będzie się przecież na konwencjonalnej konfie tłumaczył z burdelu na kolei a Sikorski, stojąc oko w oko z dziennikarzami nie powie, że zadyma z Lady Ashton, to od samego początku była "dęta lipa" i dupokrytka. 
Abstrahując od nich uważam, że dzisiejszy poranny show miał bardziej służyć pokazaniu, że premier jest nowoczesny, że redaktor Jarek też się zna na rzeczy i nowych socjal mediach, choć nie uniknął wpadek i chyba tylko dlatego, że premier równolegle oglądał TVN24, nie doszło do blamażu. 
Generalnie, niczego konstruktywnego nie można się było spodziewać. Cały spektakl przypominał nieco szumne czaty z prezydentem/premierem (w zależności od fazy księżyca czy "księżycówki") Putinem w Rosji. Nasz był mniej wyreżyserowany ale jednak w konwencji utrzymany.
Nic przełomowego się nie stało. Premier potwierdzał to o czym mówił przez cały 2012 rok, zaklinał rzeczywistość, że w 2013 wszystko będzie dobrze, mówił że chciałby jednostkowo ludziom pomóc ale przecież nie jest od tego żeby pochylać się nad pojedynczymi przypadkami. Donald Tusk znowu pokazał też "lwi pazur" i zapowiedział "rzekomą" rekonstrukcję rządu w połowie 2013 roku. Jak można było przypuszczać, to wypuszczenie Pana Redaktora udało się znakomicie, bo ten rozpoczął trwające przez najbliższe 159 dni dywagacje: a kogo zmieni, a kogo doceni, a kogo powała, a za po powoła, etc.
Obserwowałem jakie było zainteresowanie na Twitterze i ilu było chętnych do zadania pytań. Redaktor Kuźniar z chęci autopromocji pominął wiele ciekawych kwestii jakie pojawiały się w tweetach, ale mam nadzieję, że przykuty czasowo do łóżka premier, pochyli się nad nimi i o ile nie weźmie ich sobie mocno do serca, to choć wzbudzą one w nim refleksję. Najwięcej pytań było o stan gospodarki w 2013 roku i oczywiście jasnym jest, że premier nie mógł  powiedzieć prawdy, czyli że rokowania są fatalne a co gorsza rząd nie wie jak sobie z tym kataklizmem poradzić. Tego oczywiście nikt z ekipy Tuska głośno nie powie. 
Polacy średniego i starszego pokolenie pamiętają dobrze "propagandę sukcesu" i jak się ona zakończyła. Ekipa Tuska zdaje się też zadanie odrobiła i przyswoiła sobie całą gamę zaklęć i przepowiedni, które się niestety nigdy nie spełniają.
Cóż, życzymy premierowi powrotu do zdrowia i "łączymy się w bulu i nadzieji", że w przyszłym roku nie opuści tradycyjnego sylwestrowego meczu z przyjaciółmi z Trójmiasta. A Wam obywatele Rzeczypospolitej - roku, który choć może część z Was poturbuje, to jednak nie znokautuje.
Nie jest optymistycznie? I nie będzie, bo rzeczywistość jest nieubłagana.
Do siego Roku!

piątek, 28 grudnia 2012

Wielki spór o ... Koreę.

... a w zasadzie Koreańczyka.
Psy od dekad kojarzą się nam z policją, przepełnionymi schroniskami a ostatnio z sympatycznym Koreańczykiem. I to wcale nie takim, który w warszawskiej budce sprzedaje mięsne specjały niewiadomego pochodzenia.
"Gangnam style", bo o tym dzisiaj myślę, głęboko podzielił społeczeństwa. Ponad miliard wejść na YouTube to rekord. Osobiście dostałem ten link http://www.youtube.com/watch?v=9bZkp7q19f0 już kilka miesięcy temu od koleżanki ze Szczecina, która chciała żebym poprawił sobie humor. Udało się. Może też był to przytyk do moich umiejętności tanecznych. Tak czy inaczej Psy trafił w niszę. Pastisz teledyskowy z chwytliwą muzyką trafił do wszystkich, na całym świecie.
Boi się go Palikot, który na niedawnej konferencji prasowej twierdzi, że tak duża oglądalność Koreańczyka, zagrażam nam - Europejczykom. To dość zastanawiające, w ustach kogoś, kto nawołuje do olania narodowych symboli dla ponadnarodowego porozumienia. Januszek zauważył pewnie, że jego świńskoryjowe lub penisowe akcje poza krajem przeszły niezauważone a tu jakiś "Koreaniec" ma taką oglądalność w sieci.
Nie zgodził się z nim Marek Siwiec, który jako nr 2 w/w konferencji zauważył, że został do jednego z coverów tego teledysku wklejony. Niestety, google.pl pomimo wielu starań nie ujawniło linku do tego dzieła. Szkoda, bo chętnie zobaczyłbym człowieka "całującego kaliską ziemię" fikającego nieudolnie do całkiem nieźle napisanej muzyki.
Na tym nie koniec kontrowersji z owym teledyskiem związanych. Agencje oburzyły się bowiem, kiedy jeden z chińskich ambasadorów, w nim wystąpił, pomijając zupełnie uczestnictwo amerykańskiego odpowiednika w tymże samym. Co w związku z tym można domniemać? Że Amolom można więcej, bo są tzw. "przewodnią siłą świata"? Dziś rano w TOK FM, Adam Rotfeld stwierdził, że pomimo, iż wielkich gospodarek na świecie jest dużo więcej niż tylko amerykańska, rosyjska i chińska, to nikt nie chce "wziąć odpowiedzialności za światowe bezpieczeństwo". A kto powinien ją wziąć za bajzel jaki USA w międzynarodowym terroryzmie zrobiło? Jeszcze długo nikt nie będzie chciał się brać na garba tematów typy Al-Kaida, 9/11, LondonMetro, MadridMetro etc.?

Lightowo się zaczęło a hardcore'wo zakończło. No cóż, w związku z okresem świąteczno-noworocznych, miało być lekko ale jakoś nie za bardzo wyszło. Przepraszam. W 2013 roku obiecuję, że będę przegięty przez cały rok. Bez względy na porę roku/kalendarza liturgicznego (niepotrzebne skreślić)

piątek, 21 grudnia 2012

Pięciu w ringu

Marketing Platformy Obywatelskiej jest ordynarnie banalny, choć w swej prostocie iście genialny.
Muniek Staszczyk wraz z zespołem T.Love nagrał kilka lat temu utwór pod tytułem "Lucy Phere". Nie będę przytaczał tu jego słów ale słuchając ich dzisiaj muszę napisać jakie wywołały skojarzenia.
Odwieczna walka dobra ze złem, to motyw w sztuce znany i wykorzystywany od dawna. Wszyscy w mig odczytujemy kto w westernie, starsi czytelnicy zapewne ten gatunek filmowy jeszcze pamiętają, jest dobrym charakterem, bo nosi jasny kapelusz a kto złym - to kowboj z czarnym nakryciem głowy. Ten sam schemat panuje również w "Gwiezdnych wojnach" - siły dobra są jasne, zła - ciemne.
Kościół katolicki również wykorzystuje tą metodę od co najmniej kilku stuleci wbijając wiernym w głowę konieczność dobrego życia prowadzące do nieba, strasząc przy okazji piekłem, jako miejscem cierpienia i wiecznego potępienia. Schemat taki sprawdza się od dawna, więc tych dogmatów nikt nie będzie zmieniał. Nawet ci, którzy za młodu niewiele sobie z biblijnych przypowieści robią, gdy nadchodzi jesień życia zaczynają kalkulować czy może jednak nie skorzystać z pojednania z Najwyższym, bo głupio byłoby się skazać na ciągły ogień, smołę i tym podobne inne imponderabilia.
Specjaliści od PR-u skupieni wokół Donalda Tuska dokładnie te mechanizmy znają i od lat budują pozycję swojego pracodawcy na podobnym do opisywanego wcześniej schematu. Starają się, jak potrafią najlepiej, sprowadzić nastroje społeczeństwa, a przynajmniej części centro-lewicowo-liberalnej elektoratu, do strachu przed nieobliczalnym i złym Kaczyńskim i jego partią. Trzeba powiedzieć, że ten który został siłą wcielony w rolę diabła, całkiem nieźle się w niej czuje i nawet jak miał czas żeby ten wizerunek zmienić, przez 2 lata grał swą rolę z taką pasją, jakby liczył na Oscara. Dlaczego? Bo Kaczyński nie jest głupcem i doskonale wie, że jako "czarny charakter" nie dość, że jest stale w pierwszym szeregu w mediach, to jeszcze zyskuje kolejnych wyznawców. Ten samonapędzający się mechanizm polityczny doprowadza jednak do marginalizowania reszty sceny politycznej. Trudno bowiem konkurować na ringu pięciu bokserom. Jest tych dwóch, wagi ciężkiej, którzy okładają się pięściami oraz kilku w niższych kategoriach wagowych, którzy chcieliby się do głównej naparzanki włączyć. Tylko jak mają to zrobić, skoro relacjonujące walkę media skupiają się najchętniej, tylko na głównych siłaczach?
Wydaje mi się, że sposób jest tylko jeden. Trzeba jednego z "mocnej dwójki" znokautować. Jak? To nie jest łatwe, ale wierzę, że znajdzie się w końcu taki, który pośle Kliczkę na deski ale też i taki, który będzie wiedział jak rozbić nasz obecny partyjny dipol. Może się paradoksalnie okazać, że zamiast celować w szczękę lub ucho przeciwnika, lepiej go wcześniej osłabić ciosami na korpus i od czasu do czasu w nerkę.
Ta ostatnia opcja nie jest specjalnie honorowa ale czyż cel, czasami nie uświęca środków?

czwartek, 20 grudnia 2012

Specjaliści Macierewicza vs. eksperci Millera

Antoni Macierewicz ma nowy pomysł aby błyszczeć na szklanym/LCD/LED (niepotrzebne skreślić) ekranie.
Zaproponował publiczną debatę swoich niezależnych specjalistów z członkami i ekspertami komisji Millera. W czasie posuchy politycznej, może to i dobra propozycja tylko nie za bardzo wiem jaki miałby być status takiego spotkania. Co miałoby ono przynieść poza podsycaniem wzajemnych animozji, podważania kompetencji i oskarżania o kłamstwo i celowe wprowadzanie w błąd. Jak niby mieliby rozmawiać na sali ze sobą ludzie, którzy korzystając z tego samego nagrania ostatnich minut lotów z kokpitu Tu-154M i z tego samego raportu Instytutu Zena, Instytutu Ekspertyz Sądowych w Krakowie, wysnuwając całkowicie rozbieżne wnioski? Jak mógłby spokojnie i merytorycznie rozmawiać "specjalista" twierdzący, że obecność śladów TNT na ubiorze ofiar jest dowodem na zamach z tym, który twierdzi, że obecność TNT można potwierdzić na rękach człowieka, który dwa tygodnie wcześniej podał rękę policjantowi po treningu strzeleckim? Takich punktów zapalnych byłoby zapewne co najmniej tyle ile omawianych kwestii ale nie to jest, moim zdaniem, najważniejsze. Jaki bowiem miałby być, oprócz PR-owego oczywiście, efekt takiej "debaty"?
Pomysłodawca, ma zapewne wielką nadzieję, że ustalenia swojego zespołu sejmowego zostaną przyjęte na wiarę, doprowadzą Jerzego Millera do skrajnej rozpaczy, unieważnienia raportu swojej komisji w całości oraz przekazania wszelkich kompetencji Macierewiczowi. Wtedy będzie można powołać nową komisję śledczą, nowych, najbardziej obiektywnych ekspertów i wałkować "temat smoleński" przez następne trzy kadencje polskiego parlamentu. Specjalnie nie piszę "katastrofa smoleńska", bo wtedy będzie to już "komisja badająca przyczyny i sposób przeprowadzenia zamachu na Lecha Kaczyńskiego, dokonanego ostatecznie 10 kwietnia 2010r". Przy okazji będzie można też wykazać, że gdyby ta próba zgładzenia prezydenta byłaby nieudana, to przygotowana była już inna akcja podczas planowanej podróży do USA. Można by też wytłumaczyć dlaczego miało się to stać nad oceanem, no bo przeciez nikt nie chciał robić Obamie dodatkowego problemu.

Chciałoby się powiedzieć, że brniemy w oparach absurdu ale to nie jest adekwatne określenie. To jest istna, gęsta i wszechobecna helowa paranoja. Niech już lepiej nastąpi jutro ten koniec świata, bo wałkowanie stale tych samych bredni staje się trudne do zniesienia.

wtorek, 18 grudnia 2012

Ludzie na ciężkie czasy.

Nie jest dobrze a będzie jeszcze gorzej. Polska już ściągnęła zieloną flagę z masztu. W symbolice plażowej to odpowiednik białej, która oznacza okres szczęśliwości dla wszystkich. I tak mieliśmy więcej szczęścia niż inny, bo zarówno Grecy, jak Hiszpanie i Portugalczycy pomimo dużo bardziej sprzyjającego klimatu i atrakcyjniejszych plaż, gospodarczo są od dawna w głębokim dołku. Teraz nadszedł czas na resztę Europy. Minister Rostowski oczywiście może, i zapewne będzie na nadchodzących miesiącach często zaklinał rzeczywistość ale z samego gadania wzrostu gospodarczego nie będzie.
W takim czasie warto sobie przypomnieć kto ma największe doświadczenie w wyciąganiu Polski z kryzysów. W okresie po transformacji ustrojowej, obojętnie czy się to komuś podoba czy nie, to właśnie SLD, rządzące w latach 2001-2005, wyprowadziło kraj na prostą po latach nieudacznictwa AWS. Nawet liberalni i prawicowi obserwatorzy sceny politycznej przyznają, że czasy rządów Leszka Millera, przy kilku wpadkach, to był czas największych sukcesów gospodarczych i początkiem dobrego czasu dla gospodarki.
Wielu, zamiłowanych w suchych danych, porównując same liczby gloryfikuje PO ale nie biorą oni pod uwagę kontekstu dziejowego i miliardów euro jakie zasiliły polskie inwestycje właśnie dzięki SLD i zakończonych sukcesem negocjacji unijnych. Od tego czasu minęło 10 lat a my znowu stoimy na krawędzi.

Pauza w tym momencie wyszła jakoś naturalnie ... bo smutno mi kiedy widzę i słyszę, jak część towarzyszy, podupadło w wierze. Co rusz, ze znamienitych ust, na szczęście niewielu, słychać głosy, że to źle, tamto niedobrze a jeszcze inne bez sensu. Dochodzę jednak do wniosku, że to odzywają się ci, którzy chcieli już tylko kupony od swojej sławy odcinać. Swego czasu na salony się dostawszy, w mediach brylując, do ciężkiej pracy nie przywykłszy, a o swoje posady się bojąc, nowych mrówek-robotnic szukają.
Niektórzy nawet w świetle nieodłącznych jupiterów i flaszy, na kolegów się obrażając, z plwociną na ustach odchodzą z partyjnych szeregów ... ale może to i lepiej, bo im więcej takich bezideowców z naszych szeregów zniknie, tym lepiej dla wszystkich. Mniejszy ciężar do noszenia będzie, bo tacy to ani nie pomogą a szkodzą tylko. Teraz tylko trzeba dać dobrą zmianę, postawić na ludzi z energią i z umiejętnością gry zespołowej, z wizją i wolą zwycięstwa a wiem, że takich w naszych szeregach nie brakuje. Trzeba się wziąć za mówienie głośno, co chcemy dla społeczeństwa zrobić, bo nadchodzący kryzys będzie trudny dla wszystkich ale to my mamy patent na skuteczne działanie i poprawę sytuacji. Trzeba pokazywać, że już raz wyciągnęliśmy Polskę z gospodarczego dołka i że teraz też wiemy co i jak trzeba zrobić, żeby się światowym trendom nie dać. Trzeba wreszcie pokazać, że nie jesteśmy obciążeni przeszłością, nie musimy za nic przepraszać a tylko iść do przodu. Musimy wreszcie pokazać ludziom wokół nas, że nam na nich zależy i to już dzisiaj a nie tylko wtedy kiedy przychodzą wybory i chcemy żeby to przy naszym nazwisku postawić krzyżyk. Jeśli nie zrozumiemy tego już dzisiaj, krzyżyków przy naszych nazwiskach może być więcej ... ale nie koniecznie na kartach do głosowania.

sobota, 15 grudnia 2012

TVPO rządzi

Nie od dziś wiadomo, że kto jest w mediach ten żyje. Chodzi oczywiście o życie polityczne. Dziś, dzięki sprawdzającej się od pięciu lat zasadzie, że Platforma Obywatelska bryluje w sondażach dzięki walce z Prawem i Sprawiedliwością, odbywa się kolejna odsłona zawłaszczania mediów.
Partia Kaczyńskiego nie za bardzo w tej sprawie protestuje, bo dzięki stałej obecności w mediach, jest stale obok swojego rywala. Mnie osobiście dziwi, że nie dość mocno zareagowała na przejęcie "Rzeczpospolitej" przez ludzi przychylnych Tuskowi i jego ministrom, ale widać kość jaką w tym czasie rzucili im na pożarcie PR-owcy premiera była bardziej smakowita.
Tak czy inaczej, partie spoza tego układu, są albo na marginesie mediów albo w ogóle w nich nieobecne. Najlepszym przykładem na to jest przedwczorajsza uroczystość 10-cio lecia zakończenia negocjacji z Unią Europejskiej, dającej nam ostatecznie akces do bycia jej pełnoprawnym członkiem. Data, moim zdaniem, bardzo ważna, bo dająca Polsce możliwość ciągłego rozwoju, powiedzmy to otwarcie, za niewłasne pieniądze, ale przede wszystkim przy szerokim wsparciu międzynarodowym.
Ci, którzy obserwują politykę od lat pamiętają jaka była radość, kiedy zespół negocjacyjny pod przewodnictwem ówczesnego premiera, Leszka Millera, obwieścił wiktorię. Nowe pokolenia się jednak o tym nie dowiedzą, bo polityka informacyjna rządzącej dziś PO jest taka: pokazujemy tylko nasze dokonania albo bzdety zupełnie dla obecnej polityki nieważne. Może jest to następstwo tajnego spotkania Donalda Tuska z Inkami w Peru? Zapewne pamiętacie ten moment, bo wszystkie stacje pokazywały go w maju 2008r. do znudzenia. Czy ówcześni gospodarze, potwierdzili premierowi datę końca świata? Chyba tak, bo "nasz gwiazda Peru" zachowuje się, jakby po nim świat miał już nie istnieć. To, że inne partie polityczne, poza walczącymi w klatce, nie mają możliwości zaprezentowania się w publicznej telewizji, to nie dość, że skandal to jeszcze złamanie wszelkich standardów demokracji. Nie może tak bowiem być, aby partia rządząca eliminowała całą konkurencję z mediów. Gdzie jest Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji? Czy nie widzi co się dzieje w programach, które istnieją dzięki pieniądzom całego społeczeństwa? Jak konkurencja polityczna ma prezentować swój program, kiedy za pieniądze podatników lansuje się tylko jedna partia i potrzebny jej "wróg"? Tak źle w publicznej telewizji jeszcze nie było!
Od dłuższego czasu twierdziłem, że "media kochają krew, mięcho i trupy" ale dziś będę musiał ten sąd nieco przemodelować - "media kochają krew, mięcho i trupy, które są na rękę Tuskowi".

piątek, 14 grudnia 2012

Pozer Janusz

Dziś Ameryki nie odkryję - Palikot to POZER!
Wszyscy pamiętamy jego eventy, prezentowane w nich gadżety, słowa, gesty. Tragiczne jednak jest to, że jego cynizm ewoluuje. Kilka miesięcy temu, kiedy słupki poparcia zaczęły maleć wybrał się Janusz na Ukrainę, żeby się pochylić nad losem Julii Tymoszenko. I zrobił to w świetle kamer, błyskach fleszy, szeleście gazet, które podały tę informację. Tak szybko jak wpadł na pomysł, by się nieco ogrzać przy "gorącej" wtedy byłej premier, tak szybko o całej sprawie zapomniał. Naiwni tylko myśleli, że ten gest mógł znaczyć więcej niż nieudolne zaciągnięcie się blantem na wiecu "Wolnych Konopi". Hetman z Biłgoraja, jako typowy egocentryk, zajmuje się tylko i wyłącznie sobą, "ja" odmienia z taką samą lubością jak Jarosław Kaczyński słowo "wolność" na nocnych wiecach z pochodniami. I może sobie to robić, bo Polska wolnym krajem jest. Wykorzystywanie jednak, do gry politycznej, choroby ludzi starych, nie dość, że jest moralnie wątpliwe - choć polityka akurat tego zwrotu na "m" w swym słowniku nie ma - to w wykonaniu Palikota zwyczajnie śmieszne. Oto bowiem, "nowy bożek pseudolewicy" 13 grudnia 2012 roku odwiedza w szpitalu generała Jaruzelskiego. Dla ostatniego to gest zapewne miły, tylko czy ma świadomość jak bardzo cyniczny?

środa, 12 grudnia 2012

Kolej na Nowaka


W niedzielę minister Sławomir Nowak z dumą od rana tweetował, że nowy rozkład jazdy został wprowadzony, kolejek nie ma, generalnie chyba pierwszy raz w ostatniej historii się udało. Wszyscy pamiętamy bowiem dantejskie sceny sprzed lat, zafrasowaną minę Cezarego Grabarczyka i ostatecznie wielki bukiet kwiatów, gdy nie udało się go odwołać ze stanowiska.
Fakt, niedziela była w miarę spokojna. Choć wieczorem już sytuacja zaczęła się komplikować, to jednak apogeum problemów nadeszło w poniedziałek. Dyspozytor na Śląsku wysłał pociągi w zupełnie innych kierunkach niż zostały zaplanowane. Gdy odkryto błąd, okazało się, że jego sprawca zniknął. Nie chcę dociekać gdzie się podział i jak odreagowywał stres ale faktem jest, że narozrabiał zdrowo.
 
Pięknie zaczyna się też środa. Koleje Śląskie odwołały 92 kursy, do g.14.00 nie obsługiwane będą połączenia np. z Częstochowy, Kędzierzyna-Koźla, Strzelec Opolskich. Przewoźnik kompletnie nie radzi sobie z sytuacją i poprosi o pomoc Przewozy Regionalne. Wstępnie na miesiąc. Te ostatnie są w stanie przejąć zaledwie 20% feralnych połączeń. Co zresztą? Póki co nie wiadomo.
To bardzo zastanawiające, że tak strategiczny obszar, jak transport osobowy w gęsto zaludnionym terenie przekazywany jest spółce samorządowej bez sprawdzenia jej wiarygodności a przede wszystkim przegotowania do wykonania tak specjalistycznej usługi.
 
Jak widać, resort transportu jest mocno feralny a kolejni ministrowie, nie mają pomysłu jak wyjść z impasu. Swoją drogą, skąd bierze się konieczność zmiany rozkładu jazdy właśnie w grudniu? Na naszej szerokości geograficznej, w tym okresie, na ogół panuje zima – pada śnieg, temperatury spadają poniżej zera, słońce świeci tylko z rzadka a ludzie w związku z tym mają obniżony próg wytrzymałości na paranoiczne sytuacje.
Tak czy inaczej, po niedzielnym dobrym humorze ministra Nowaka śladu zapewne nie ma. I bardzo dobrze, bo to co się dzieje na Śląsku i Opolszczyźnie to skandal.

wtorek, 11 grudnia 2012

Sikorski na kolanach

Rosjanie nie chcą zwrócić Polsce wraku Tu-154M. Nie zrobią tego, bo oficjalnie, nie zakończyło się ich śledztwo i znając życie, nie prędko się skończy. Po dwóch latach permanentnego sporu o przyczyny i okoliczności wydarzeń z 10 kwietnia 2010 roku jasnym jest, że lista zaniechań i zaniedbań jakich dopuścił się rząd w wyjaśnianiu tej sprawy, jest pokaźna. Niestety prym wiedzie tu znowu, kierowane przez Radosława Sikorskiego, Ministerstwo Spraw Zagranicznych.

Już przeboleliśmy "niefortunną" identyfikację zwłok prezydenta Kaczorowskiego i nieobecność ministra na jego powtórnym pochówku a tu jak Filip z konopi wyskakuje Sikorski i przyznaje się na arenie międzynarodowej, że zarówno on jak i jego pracownicy są bezsilni/bezradni/nieudolni (niepotrzebne skreślić). To, że w konfrontacji dyplomatycznej z Federacją Rosyjską mało kto ma szanse powodzenia, to fakt, ale ogłaszanie tego wszem i wobec to jakieś novum żeby nie powiedzieć kuriozum.
Jako obywatel Rzeczypospolitej Polskiej czuję się jednak wyjątkowo niekomfortowo, gdy konstytucyjny minister chowa się pod spódnicą szefowej unijnej dyplomacji i prosi ją o wstawiennictwo w tej sprawie. A co niby Cathy Ashton może w tej sprawie zrobić? Podczas szczytu Unia Europejska - Rosja, może jedynie tę sprawę podnieść ale i tak usłyszy od Ławrowa dokładnie to samo co Sikorski.

Nie jestem dyplomatą ale wiem, że jeśli ważnych spraw nie daje się rozwiązać wprost, to trzeba szukać innych dróg. Oczywiście nie dowiemy się co ministerstwo do tej pory zrobiło aby wrak sprowadzić do Polski, ale faktem jest, że go w kraju nie ma. I to jest poważny błąd, bo wielu specjalistów i pseudospecjalistów mogłoby go sobie obejrzeć, obwąchać, polizać, zobaczyć, że nie ma śladu po wybuchach etc., po zakończeniu śledztwa, pocięłoby się go na kawałki i sprzedawało jako narodową relikwię, a tak mamy niekończąca się odyseję domysłów, plotek i konfabulacji.

Wszyscy wiemy, że Radek Sikorski nie panuje nad resortem i nie ma miesiąca kiedy nie dowiedzielibyśmy się o kolejnych karygodnych zachowaniach pracowników MSZ. Nie wiedzieć dlaczego, upodobali oni sobie białoruską opozycję, którą systematycznie demaskując, osłabiają. Ale czego niby mielibyśmy się spodziewać po zespole kierowanym przez człowieka, który "wieży", że dobrych "perfumów" w "Rzeczpospolitej" (pisownia oryginalna) kupić się nie da.