W prawdzie jeszcze nie ruszyły
ciężarówki, których w zasadzie w Smoleńsku chwilowo nie ma, bo de
facto rosyjska prokuratura prowadząca nadal śledztwo w sprawie
katastrofy z 10.04.2010 i nie "zwolniła" jeszcze głównego
dowodu, ale już przedwczoraj zakończyła się akcja wojskowych
logistyków, którzy powrót szczątków Tu-154M mają przygotować.
Specjaliści z jednostki w Bydgoszczy wytyczyli trasę, sprawdzili
nośność mostów na niej, przemierzyli szerokości dróg i zbadali
wszelkie utrudnienia jakie ten "specjalny transport"
napotka. Każdy kto choć raz widział pasażerski statek powietrzny
zapewne wie co mam na myśli. Oczywiście wszystko opowiedziały
media, paru polityków udzieliło wywiadów, tysiące mniej uważnych
rodaków zinterpretowało to całe zamieszanie jako fakt, który
będzie miał miejsce niebawem.
Dla mnie jest to li tylko grzanie, za
przeproszeniem, starego kotleta na wolnym ogniu. Kiedy zakończył
się czas ekshumacji i powtórnych pogrzebów, trzeba było,
najbardziej dzielący Polaków wątek, jakoś zgrabnie utrzymywać
przy życiu. Mamy więc fajerwerki typu gmyzowy „Trotyl na wraku”,
prośby Radosława ministra Sikorskiego do lady Ashton aby ta
poruszyła sprawę szczątków Tu-154M na szczycie Unia Europejska –
Rosja, kolejne konferencje prasowe prokuratury wojskowej, nowości
„ekspertów” zespołu parlamentarnego Antoniego Macierewicza i
wreszcie doniesienia tego ostatniego o więzionej przez władze
Federacji Rosyjskiej i jej śledczych, trzeciej „czarnej skrzynce”.
Wszystko to są, tylko i wyłącznie,
fakty medialne. Jak się bowiem okazuje wyświetlający się na
detektorach „TNT” to w myśl nomenklatury prokuratorskiej nie
jest trotyl, żaden stenogram z rozmów szefowej unijnej dyplomacji z
ministrem Ławrowem nie zająknął się nawet o „naszych”
szczątkach samolotu, sprawa skrzynki w kolorze, nomen omen
pomarańczowym, też nic nie wnosi do wyjaśnienia katastrofy w
Smoleńsku. Tyle samo, czyli nic, jest również warta wyprawa
bydgoskich logistyków wojskowych, bo nikt w tej chwili nie jest w
stanie wyrokować, kiedy zakończy się śledztwo rosyjskiej
prokuratury, dla której wrak w dalszym ciągu jest głównym dowodem
w sprawie. Znając inne tego typu przypadki z historii, można
zakładać, iż minie nawet dekada zanim zostanie ono zamknięte.
Mając również świadomość jakie jest nastawienie obecnych władz
Federacji Rosyjskiej do wewnętrznej rozgrywki politycznej w Polsce
śmiem twierdzić, że jeszcze wiele wody w Wiśle upłynie zanim
wrak do ojczyzny powróci.
Zastanawiam się jednak, czy już
teraz, prokuratura wojskowa wraz z „ekspertami” Macierewicza, nie
powinni szukać konsensusu, w sprawie możliwie jak najmniej
szkodliwej dla dalszych czynności śledczych, metody rozczłonkowania
wraku. Takie rozwiązanie miałoby wiele zalet. Po pierwsze - koszt i
skomplikowanie transportu szczątków Tu-154M z Rosji byłyby o wiele
niższe; po drugie – zawsze można by ustalić kilka tras powrotu
aby więcej ludzi mogło w jego trakcie oddać hołd najważniejszej
polskiej relikwii ostatnich lat; po trzecie – wszelkie komisje
śledcze, parlamentarne i nie wiadomo jeszcze jakie, mogłyby
pracować jednocześnie i badać detektorami wszelakimi nie wchodząc
sobie w drogę i paradę; po czwarte – dzięki takiemu rozwiązaniu
zarówno PO jak i PiS mogłyby przez wiele jeszcze czasu swój
chocholi taniec nad „sprawą smoleńską” uskuteczniać.
W dobie kryzysu i narastających
problemów związanych z zaniechaniami i nieumiejętnością
rządzenia, taki temat zastępczy jest czymś nie do przecenienia.
Dlaczego dzisiaj znów de facto o
Smoleńsku? Bo mam po dziurki w nosie mówienia, słuchania, czytania
i pasania o fotoradarach!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz