Miałem nadzieję, że dyskusja na
temat zalegalizowania związków partnerskich w Polsce, rozpoczęta
po raz kolejny w zeszły czwartek, będzie bardziej merytoryczna a
mój głos zbędny. Niestety obserwując jej poziom, postanowiłem
dorzucić swoich pięć groszy.
Bardzo chciałbym też, nie pisać nic
o posłance Pawłowicz, ale nie mogę. Mężczyzna, zachowujący się
w podobny sposób, obrażający masowo i personalnie, powinien
najzwyczajniej dostać w mordę. Nie jestem zwolennikiem rękoczynów
ale uważam, że jakakolwiek dyskusja z postacią, o zgrozo, pani
profesor, najzwyczajniej nie ma sensu. Swoją drogą, jak trzeba być
dwulicowym aby jako wieczny, bezdzietny singiel mówić o jałowości
innych związków? Wydaje mi się, że „chamska Krystyna”, leczy
swoje kompleksy na sejmowej mównicy, rozładowuje frustracje w
studiach telewizyjnych i najzwyczajniej szczuje na siebie ludzi
podczas organizowanych specjalnie dla niej spotkań. Gdybym chciał
być podobny do niej, to bym powiedział, że z braku rozładowania
napięć seksualnych w normalny dla ludzi sposób, przyzwyczaiła się
do tak podłych erzaców. Ale tego nie powiem, bo jestem kulturalnym
człowiekiem.
Ale dość już o niej, bo promować
głupoty, zaściankowości i wszelakich fobii nie mam zamiaru.
Skupię się na sławnym od
piątku art.18 Konstytucji RP: „Małżeństwo
jako związek
kobiety i mężczyzny,
rodzina, macierzyństwo
i rodzicielstwo znajdują
się
pod
ochroną
i
opieką
Rzeczypospolitej
Polskiej.” Przytoczyłem cytat, ponieważ mam
dość duży kłopot z jego interpretacją. W zasadzie nie ja, a
większość polityków. Nie jestem konstytucjonalistą, nawet nie
prawnikiem ale natura, obdarzyła mnie niestety sporą
dociekliwością. Z tego co udało mi się już ustalić, to
wszystkie przedstawiane w pierwszym czytaniu projekty miały
prowadzić do zalegalizowania „związków partnerskich” a
nie „małżeństw homoseksualnych jako związki kobiety z kobietą
lub mężczyzny z mężczyzną”. Czy wychodzę teraz na kompletnego
idiotę, bo uważam, że to dwa, skrajnie różne pojęcia? Przecież
żaden z autorów nie postulował prawnego usankcjonowania „małżeństw
jednopłciowych” a jedynie „związków partnerskich”. Co
więcej, miały to być rozwiązania również dla heteroseksualnych
par, które z jakichś względów nie chcą zawrzeć małżeństwa.
Bardzo chętnie zapoznam się zatem z
„ekspertyzą” na którą powoływał się Jarosław Gowin w swoim
kuriozalnym, moim zdaniem, sejmowym wystąpieniu. Pomijam już fakt
jawnej niesubordynacji wobec premiera, bo to wewnętrzna sprawa
Platformy Obywatelskiej i jak sobie teraz Donald Tusk posłanie
przygotuje, tak przez najbliższe miesiące będzie sobie z Gowinem
na nim leżał. Interesuje mnie bardziej cynizm ministra
sprawiedliwości. Jak bowiem można, wypowiadać się tak
autorytatywnie, żeby nie powiedzieć autorytarnie w sprawach
moralności, mając na koncie tyle niemoralnych, z punktu widzenia
religii, zachowań? Jak można rzucać kamieniami, kiedy samemu nie
jest się bez winy? W tym momencie chciałbym po raz kolejny
zacytować Kochanowskiego ale już to chyba zbyt często ostatnio
robiłem. Nie twierdzę, że Gowin jest w tej kadencji wyjątkiem, bo
z prawej strony ław sejmowych znajdzie się wielu, którzy mając
gęby pełne moralnych nauk, na zapleczu swojej politycznej
działalności tapla się „zepsuciu”, „hedonizmie” i
„moralnej zgniliźnie”. Mając jednak tak zakłamany elektorat,
jaki oni mają, zapewne mogą sobie na takie podwójne życie
pozwolić.
Ci, którzy mówią o „prawicowej
dyktaturze” w Polsce mają niestety rację. Najboleśniejsze jednak
jest to, że musi upłynąć jeszcze ponad dwa lata, żeby obecny,
powiedzmy sobie szczerze, chory układ parlamentarny zmienić. Mam
tylko nadzieję, że wyborcy widzą, czują i zapamiętują, kto jest
winny tej sytuacji a stojąc przed urną wyborczą, ręka im nie
zadrży i rozliczą to towarzystwo.