Co tak naprawdę było w ostatnich dniach ważne?
Świat wstrzymał oddech na masakrę w Oslo i Utoyi, melomanów zasmuciła śmierć Amy Winehouse, mieszkańcy południowej Polski z nadzieją wpatrywali się w chmury i zaklinali aby przestało z nich padać żeby nie powtórzyła się powodziowa tragedia z zeszłego roku.
Dwa dni temu wszyscy wsłuchiwali się efekt dochodzenia komisji Millera. Moim zdaniem nie do końca potrzebnie, bo doświadczenia z obserwacji dokonań tego typu tworów wskazują, że żadna z nich nie rozwikłała sprawy do której została powołana, do końca.
Oczywiście były w historii przypadki kuriozalne typu „komisja Warrena”, która zamiast wyjaśnić sprawę zabicia Johna F. Kennedy'ego, z rozmysłem wprowadziła cały świat w błąd. Podobnie zresztą jak wysokie gremium ekspertów po zdarzeniach z 11 września 2001r.
Komisja Millera przedstawiła wprawdzie bardzo prawdopodobny przebieg zdarzeń z lotniska w Smoleńsku ale i tak zarówno eksperci jak i tzw. „opinia publiczna” mają do niej zastrzeżenia. Nie o tym jednak chciałem dzisiaj napisać.
Najważniejsze dla mnie są niestety niezbyt dobre informacje jakie dopływają zza „wielkiej wody”. Stany Zjednoczone Ameryki Północnej są bankrutem. To nie tylko smutne i przerażające ale wręcz tragiczne. Pamiętamy bowiem niedawny krach na rynkach bankowych zainicjowany nieodpowiedzialnymi działaniami instytucji kredytowych w największym światowym mocarstwie. Cofając się w czasie zobaczymy, że większość kryzysów zaczynało się właśnie w USA.
Osiem lat prezydentury Billa Clintona dały gospodarce amerykańskiej przeświadczenie, że jej stabilność jest niepodważalna. Niestety George W. Bush potrzebował zaledwie jednej kadencji aby cały dorobek poprzednika roztrwonić. Przymilanie się do społeczeństwa poprzez obniżanie podatków musiała doprowadzić do odwrócenia wzrostowych tendencji. Konieczność wypłat zasiłków dla rosnącej wciąż ilości bezrobotnych również nie ułatwiała zadania ratowania budżetu państwa obecnie rządzącym. Barrack Obama nie jest cudotwórcą, nie ma również zdolności nalewania z próżnego co więcej, nie ma wystarczającego zaplecza politycznego w parlamencie aby wprowadzić w życie plan ratowania amerykańskiej gospodarki.
Osobiście nie mam wątpliwości, że Republikanie za dwa dni ostatecznie zgodzą się na podwyższenie ustawowego limitu kredytowego USA ale będą czekali z tym do ostatniej chwili. Potem jak wybawiciele narodu na białych koniach będą galopowali do kolejnych wyborów prezydenckich. Wszystko to jest polityką obliczoną na osiągnięcie jak największych doraźnych zysków.
Tak czy inaczej po raz kolejny cały świat wstrzymuje oddech obserwując co się wyprawia w Waszyngtonie. Właśnie dlatego może warto przyjrzeć się bliżej działaniom i planom nowej szefowej Międzynarodowego Funduszu Walutowego Christine Lagarde. Zakończenie supremacji dolara na rynkach finansowych pokazałby Amerykanom, że wcale nie są pępkiem świata.
niedziela, 31 lipca 2011
środa, 20 lipca 2011
Cieszyc sie czy plakac?
Trybunał Konstytucyjny wydał wyrok ... a biednemu dalej wiatr w oczy.
Można emitować spoty w środkach masowego przekazu – świetnie. Można prowadzić kampanię billboardową – super … tylko skąd nowe ugrupowania maja wziąć na to pieniądze? Od sponsorów, to przecież oczywiste. Gdy się jednak wgryziemy w niuanse finansowania partii politycznych sprawa przestaje wyglądać różowo. Jeśli dołożymy do tego wszystkie obostrzenia dotyczące kampanii wyborczej i reżim finansowy komitetów wyborczych widzimy, że każdy nowicjusz na scenie politycznej jest skazany na „mission impossible” i w zasadzie tylko cud może pomóc mu przekroczyć próg wyborczy. Zawsze zostaje jeszcze skrajny populizm na który zawsze daje się nabrać niespełna 4% społeczeństwa.
Partie dostają teraz w prawdzie tylko połowę środków jakie „przysługiwały” im z mocy ustawy ale, bądźmy szczerzy, zapewni im to reelekcję z palcem w nosie ... czy gdzie tam go sobie lubią wkładać.
Mamy zatem od dzisiaj jasność w jakim środowisku będzie toczył się bój o miejsca w parlamencie. Czas zatem naostrzyć dzidy, wypolerować szable, przeczyścić pistolety, nabić armaty i realizować strategię, która pozwoli realizować program z jakim idziemy do wyborów (czytaj: pozwoli dosiąść się do stołu i skubnąć trochę tortu … lub jak inni wolą mówić: przyssać się do koryta na najbliższe cztery lata).
No co? STOP OBŁUDZIE! Czyż nie od tego zaczynaliśmy?
Można emitować spoty w środkach masowego przekazu – świetnie. Można prowadzić kampanię billboardową – super … tylko skąd nowe ugrupowania maja wziąć na to pieniądze? Od sponsorów, to przecież oczywiste. Gdy się jednak wgryziemy w niuanse finansowania partii politycznych sprawa przestaje wyglądać różowo. Jeśli dołożymy do tego wszystkie obostrzenia dotyczące kampanii wyborczej i reżim finansowy komitetów wyborczych widzimy, że każdy nowicjusz na scenie politycznej jest skazany na „mission impossible” i w zasadzie tylko cud może pomóc mu przekroczyć próg wyborczy. Zawsze zostaje jeszcze skrajny populizm na który zawsze daje się nabrać niespełna 4% społeczeństwa.
Partie dostają teraz w prawdzie tylko połowę środków jakie „przysługiwały” im z mocy ustawy ale, bądźmy szczerzy, zapewni im to reelekcję z palcem w nosie ... czy gdzie tam go sobie lubią wkładać.
Mamy zatem od dzisiaj jasność w jakim środowisku będzie toczył się bój o miejsca w parlamencie. Czas zatem naostrzyć dzidy, wypolerować szable, przeczyścić pistolety, nabić armaty i realizować strategię, która pozwoli realizować program z jakim idziemy do wyborów (czytaj: pozwoli dosiąść się do stołu i skubnąć trochę tortu … lub jak inni wolą mówić: przyssać się do koryta na najbliższe cztery lata).
No co? STOP OBŁUDZIE! Czyż nie od tego zaczynaliśmy?
niedziela, 17 lipca 2011
Politcynizm cz.1
Jakie są granice cynizmu politycznego? Czy w ogóle zestawienie pojęć: granica i cynizm polityczny ma sens?
Wiedza, iż wszystkie partie jakie działały i działają w Polsce po 1989 roku zachowywały się mniej lub bardziej cynicznie jest porażająca. Rozłożenie na czynniki pierwsze i zrozumienie zachowań polityków chcących sięgnąć po władzę jak i tych którzy ją posiadali/posiadają człowieka ideowego przyprawi o rozstrój żołądka.
Zdroworozsądkowy obywatel przyjmie te informacje, znajdzie potwierdzenie w obserwowanych zdarzeniach i po wsze czasy wyrobi sobie zdanie na temat klasy politycznej i zapewne w 90% przypadków przestanie sobie polityką zawracać głowę.
Jest jeszcze trzecia grupa ludzi, to tzw. karierowicze, którzy zatrą ręce i z szelmowskim uśmiechem pomyślą: „to jest coś dla mnie”.
Każda nowa organizacja przyciąga typ pierwszy i trzeci w stosunku mniej więcej 50 do 50. Nie ma się więc co dziwić, że odbywają się mało wytworne walki o stołki w terenie, pluralizm w szeregach partii leży i kwiczy a Wódz trzyma organizację twardą ręką.
Podobno najbardziej niebezpieczni są politycy, którzy chcą zmieniać świat.
Jeśli tak faktycznie jest nie powinienem chyba iść tą drogą.
Nie byłbym jednak sobą gdybym nie spróbował.
Wiedza, iż wszystkie partie jakie działały i działają w Polsce po 1989 roku zachowywały się mniej lub bardziej cynicznie jest porażająca. Rozłożenie na czynniki pierwsze i zrozumienie zachowań polityków chcących sięgnąć po władzę jak i tych którzy ją posiadali/posiadają człowieka ideowego przyprawi o rozstrój żołądka.
Zdroworozsądkowy obywatel przyjmie te informacje, znajdzie potwierdzenie w obserwowanych zdarzeniach i po wsze czasy wyrobi sobie zdanie na temat klasy politycznej i zapewne w 90% przypadków przestanie sobie polityką zawracać głowę.
Jest jeszcze trzecia grupa ludzi, to tzw. karierowicze, którzy zatrą ręce i z szelmowskim uśmiechem pomyślą: „to jest coś dla mnie”.
Każda nowa organizacja przyciąga typ pierwszy i trzeci w stosunku mniej więcej 50 do 50. Nie ma się więc co dziwić, że odbywają się mało wytworne walki o stołki w terenie, pluralizm w szeregach partii leży i kwiczy a Wódz trzyma organizację twardą ręką.
Podobno najbardziej niebezpieczni są politycy, którzy chcą zmieniać świat.
Jeśli tak faktycznie jest nie powinienem chyba iść tą drogą.
Nie byłbym jednak sobą gdybym nie spróbował.
piątek, 15 lipca 2011
DB vs. PKP
W poszukiwaniu nowego zawiało mnie dzisiaj do Lutherstadt Eisleben około 40 km od Halle. Rozmowy poszły dość gładko ale powrót do domu jest zupełnie inny niż zwykle. Samochód został bowiem w Görlitz a ja dotrę do niego dzięki Deutsche Bahn.
Lutherstadt Eisleben to niezbyt duża miejscowość ale po niespełna pół godzinie spędzonej na na dworcu w oczekiwaniu na pociąg jasnym jest dla mnie, że Niemcy często korzystają z usług swojego narodowego przewoźnika. I wcale im się nie dziwię. Pod dworcami darmowe parkingi zachęcające do czasowego porzucenia swojego pojazdu, pociągi punktualne, czyste i z pełną obsługą. Składy Interregio z piętrowymi wagonami przystosowane jest do przewozu rowerów, wózków, są specjalne miejsca dla małych dzieci, niepełnosprawni znajdą równie wiele ułatwień w podróżowaniu. W intercity z Halle do Drezna co chwilę uśmiechnięta pani oferuje zimne i gorące napoje, stała informacja o następnej stacji łącznie z radami dla przesiadających się w języku niemieckim i angielskim, toalety nie straszą a w gniazdkach, których każdy przedział posiada sporo, jest prąd. Internet via WiFi też jest osiągalny ale niestety płatny a 30-to dniowy do niego dostęp jest tańszy niż mój bilet dzięki któremu pokonam ponad 300km. Przeliczając to wszystko na godzinową stawkę, słabo zarabiający Niemiec za dwie godziny pracy jest go w stanie mieć.
Jeszcze jeden szczegół, który pozostanie mi długo w pamięci – aby wejść do wagonu nie musimy ciągnąć za najbardziej kretyńsko wygiętą klamkę jak w naszych składach a naciska się zielony guzik a drzwi otwierają się automatycznie. REWELACJA! Wdrożenie tego systemu na PKP pociągnie za sobą wymianę całego taboru ... ale przecież żyjemy w XXI wieku.
Może to nieco śmieszne, że jestem dzisiejszym dniem nieco zaskoczony ponieważ powinno to być dla mnie normalne a jednak nie jest. W ostatnich dwunastu miesiącach niejednokrotnie miałem okazję być wieziony przez Polskie Koleje Państwowe w różnych ich odmianach więc porównanie mam. Niestety pomimo dużej dozy patriotyzmu nie wypada ono dla naszego przewoźnika pozytywnie. Polska kolej zmienia się wprawdzie na lepsze ale tempo tych przemian jest jednak mocno niezadowalające. Za niespełna rok zagraniczni kibice przesiądą się z DB na PKP i już obawiam się z jakimi wspomnieniami wrócą.
PS. Tekst pisany był wczoraj w trzech pociągach, bo tyle miałem przesiadek.
Lutherstadt Eisleben to niezbyt duża miejscowość ale po niespełna pół godzinie spędzonej na na dworcu w oczekiwaniu na pociąg jasnym jest dla mnie, że Niemcy często korzystają z usług swojego narodowego przewoźnika. I wcale im się nie dziwię. Pod dworcami darmowe parkingi zachęcające do czasowego porzucenia swojego pojazdu, pociągi punktualne, czyste i z pełną obsługą. Składy Interregio z piętrowymi wagonami przystosowane jest do przewozu rowerów, wózków, są specjalne miejsca dla małych dzieci, niepełnosprawni znajdą równie wiele ułatwień w podróżowaniu. W intercity z Halle do Drezna co chwilę uśmiechnięta pani oferuje zimne i gorące napoje, stała informacja o następnej stacji łącznie z radami dla przesiadających się w języku niemieckim i angielskim, toalety nie straszą a w gniazdkach, których każdy przedział posiada sporo, jest prąd. Internet via WiFi też jest osiągalny ale niestety płatny a 30-to dniowy do niego dostęp jest tańszy niż mój bilet dzięki któremu pokonam ponad 300km. Przeliczając to wszystko na godzinową stawkę, słabo zarabiający Niemiec za dwie godziny pracy jest go w stanie mieć.
Jeszcze jeden szczegół, który pozostanie mi długo w pamięci – aby wejść do wagonu nie musimy ciągnąć za najbardziej kretyńsko wygiętą klamkę jak w naszych składach a naciska się zielony guzik a drzwi otwierają się automatycznie. REWELACJA! Wdrożenie tego systemu na PKP pociągnie za sobą wymianę całego taboru ... ale przecież żyjemy w XXI wieku.
Może to nieco śmieszne, że jestem dzisiejszym dniem nieco zaskoczony ponieważ powinno to być dla mnie normalne a jednak nie jest. W ostatnich dwunastu miesiącach niejednokrotnie miałem okazję być wieziony przez Polskie Koleje Państwowe w różnych ich odmianach więc porównanie mam. Niestety pomimo dużej dozy patriotyzmu nie wypada ono dla naszego przewoźnika pozytywnie. Polska kolej zmienia się wprawdzie na lepsze ale tempo tych przemian jest jednak mocno niezadowalające. Za niespełna rok zagraniczni kibice przesiądą się z DB na PKP i już obawiam się z jakimi wspomnieniami wrócą.
PS. Tekst pisany był wczoraj w trzech pociągach, bo tyle miałem przesiadek.
Subskrybuj:
Komentarze (Atom)