Tweetnij Obserwuj @MRGrzegorczyk

czwartek, 25 kwietnia 2013

Buszujący w koniczynie


          Nigdy nie byłem i nadal nie jestem fanem PSL-u. Od lat obserwuję jak trudnym i chimerycznym jest partnerem w kolejnych rządach, jak kurczowo trzyma się wszystkich zdobytych przez lat przyczółków – instytucji budżetowych i nie tylko, które stanowią zatrudnieniowe schrony dla rodzin i przyjaciół, a przede wszystkim jak permanentnie wykorzystuje swój elektorat do zapewniania swojemu aparatowi ciągłe pływanie w mętnej wodzie.
         Kilka lat temu objawił mi się jednak polityk, który pomimo koniczyny w klapie zdecydowanie odstawał od reszty. Wykształcony, racjonalny, pracowity, dobrze komunikujący się zarówno z dziennikarzami jak i, a może przede wszystkim, z internautami. Janusz Piechociński, bo o nim właśnie myślę, zamiast nieustannie reklamować tablet znanej firmy, jak jego ówczesny szef – Pawlak, postawił na komunikację bezpośrednią na FaceBooku. Zamieszczał informacje o swojej bieżącej pracy, o tym ile zebrał akurat grzybów i o tym jak rodzina stara się go wszelkimi sposobami odciąć od internetu. Dla jego własnego dobra, rzecz jasna. Zdobył tym życzliwość i szacunek wielu.
Nadszedł jednak listopad 2012 roku a z nim zapowiadane od dawna wybory w Polskim Stronnictwie Ludowym. Główni pretendenci do „zielonego tronu” spędzili już wiele czasu w terenie, policzyli szable, ustalili kto i co dostanie za poparcie, były akademie, klepanie się po plecach, drapanie po głowach, podkładanie sobie świń i kaset czyli zwyczajowe harce okołowyborcze.
Koniec końców, niewielką ilością głosów wygrywa Piechociński, któremu nota bene, jako niezaangażowany obserwator, kibicowałem. Jego pierwszy, powtarzany przez wszystkie stacje telewizyjne do dzisiaj, pad na kolana, potraktowałem jako lekki obciach lecz złożyłem go na karb wielkich emocji, jakie ogłoszeniu wyników musiały towarzyszyć. Potem było kilka pomniejszych zgrzytów jak uścisk dłoni Ewy „obrażonej” Kierzkowskiej lub nieudany pocałunek z Waldemarem „odchodzącym” Pawlakiem.
To wszystko było niestety przygrywką do dwutygodniowego spektaklu pt. „Nie kcem do żondu ale chyba muszem”, spektaklu o tyle drażniącego, że wszyscy wiedzieli jaki będzie finał czochranka Piechocińskiego z Tuskiem ale pan Janusz udawał głównego rozgrywającego tej komedii. Oczywiście było mu to niezbędne do wewnętrznej rozgrywki z wrogim mu obozem przegranego Waldemara ale dla obserwatorów wyglądało co najmniej komicznie.
          Dziś jest to już na szczęście historia ale jak widać mało kto wyciągnął z niej wnioski. W koalicji bowiem zgrzyta. Ale powiedzmy sobie szczerze – zawsze zgrzyta, bo musi. Taki właśnie urok koalicji i konia z rzędem temu, kto uważa, że w tym układzie może panować równość. Ktoś, kto życie sejmowe znał, powiedział kiedyś, że w demokracji najważniejsza jest arytmetyka. A ta jest dla PSL nieubłagana. Donald Tusk, jako znakomity strateg-intrygant nie byłby sobą gdyby, odpowiednio często, swojemu rządowemu partnerowi tego nie okazał. Mianując na ten przykład Piechocińskiego na wicepremiera, takim samym splendorem obdarował również Vincent-Rostowskiego. A co? Niech chłopy wiedzą, kto tu ma liczebną przewagę w stadzie. Wcześniej jeszcze za Pawlaka, jak ten zaczynał fikać, to wspomniany już minister finansów, „załatwił” PSL-owi konieczność spłaty długu wraz z odsetkami, łaskawie rozkładając go na raty.
Kiedy sprawa nieszczęsnego memorandum, doprowadziła do dymisji ministra Budzanowskiego, premier nawet nie uznał za stosowne poinformować swojego koalicjanta o podjętej decyzji przed ogłoszeniem jej w mediach. Przez cały weekend biedny Piechociński musiał się tłumaczyć i zapewniać, że nie jest mu z tym ani przykro ani źle. Zakładam jednak, że po zjedzeniu słoiczka marynowanych prawdziwków i może jakimś głębszym, czara goryczy się przelała i pan Janusz postanowił się odwinąć.
Z pomocą przyszła „Rzepa”. Przepytała wicepremiera i się w poniedziałek z sensacjami ukazała. Na jej łamach, prezes PSL-u był silny, muskuły miał naprężone, gotowy zrywać koalicję, wychodzić z rządu, twardo dyktować warunki. Aż tu nagle, a w zasadzie wcale nie tak nagle, bo o sprawie wiadomo było od lutego (!) br, Centralne Biuro Antykorupcyjne „zawija” marszałka województwa podkarpackiego w związku z siedmioma zarzutami o charakterze korupcyjnym. Pikanterii dodaje fakt, że ów „łapówkarz” jest członkiem, nomen omen, Polskiego Stronnictwa Ludowego.
I jak tu nie wierzyć w szczęśliwe dla premiera Tuska zrządzenie losu, które na kilka godzin przed wspólną konferencją prasową szefów koalicyjnych ugrupowań, jednego z nich wciska wręcz w niesławne szachowe pole H8.
          To jest prawdziwy pech dla Piechocińskiego, PSL-u i jego ambitnych działaczy. Wiedzą jednak oni, że polityka to nie piaskownica i że duży może znacznie więcej a jeśli chce się trwać przy korytkach w terenowych filiach przeróżnych agencji i agencyjek, tudzież zależnych od nich spółek i firemek, trzeba grzecznie wytrzeć plwocinę z twarzy, poskarżyć się na zaskakujący znienacka deszcz i w zaciszu biurek po raz kolejny przełknąć gorzką pigułkę.
Jedynie Kłopotek zdaje się tego nie rozumieć, choć znając jego, wsadzając kij w mrowisko zaczyna kolejną kampanię wyborczą. Może tym razem swoją?

poniedziałek, 22 kwietnia 2013

Litania 130422


Jeśli wybory uzupełniające do Senatu wygrywa Bolesław Piecha z PiS, to wiedz, że są jednak co najmniej dwa powody do radości. Pierwszy i najważniejszy – przestanie uprawiać w Sejmie dezinformację w sprawie in-vitro. Drugi to taki, że wszyscy przegrani muszą spiąć poślady i zastanowić się nad kierunkiem następnych kampanii.
Zapatrzenie w sondaże i niczym nie poparte samouwielbienie ze wzrostu może się w przyszłości zemścić. Dlatego, do pracy, Towarzysze!


Jeśli premier Tusk zdecydował się wreszcie na dymisję ministra Budzanowskiego ale nie powiadomił o tym fakcie swojego koalicjanta, to wiedz, że Janusz Piechociński będzie musiał energicznie, nie mylić z energetycznie, zareagować. Dziś postanowił więc strzelić focha i zagrozić wyjściem z rządu. Ile w tym gry a ile realnej groźby rozpadu koalicji? Piechociński przyzwyczaił nas już do teatralnych gestów, które stosowane w takim zgęszczeniu powodują jedynie nudności. Ktoś przecież musi doglądać żeby się zarządy w „zielonych” spółkach nie zmieniły.



Jeśli obserwujesz i dziwisz się szamotaninie Ryszarda Kalisza, to wiedz, że został on „zdradzony o świcie”. Podczas pamiętnej konferencji „trzech tenorów z żaluzją w tle” Aleksander „wszystkich Polaków” z sobie tylko właściwym wdziękiem, zapowiada, że Ryszard będzie łącznikiem Europy Plus ze środowiskami feministycznymi. To wzbudziło oczywisty gniew SLD i ostatecznie doprowadziło do wyrzucenia „spiskowca” z partii. W normalnych warunkach od tego momentu powinien dołączyć do „wielkiej trójcy” i być integralną częścią projektu. A tu jednak zaskoczenie, Marek Siwiec blokuje obecność Kalisza wśród liderów nowej kanapy politycznej. Takiego obrotu sprawy mało kto się spodziewał i prawdę mówiąc wiele wskazuje, że zlecenie jakie dostał swego czasu Palikot, żeby rozbić lewicę od wewnątrz, realizuje powoli, metodycznie ale co najgorsze skutecznie.


Jeśli premier Tusk wybiera się do Niemiec na premierę książki Angeli Merkel, to wiedz, że znajdą się w kraju tacy, którzy chętnie mu ten wyjazd urozmaicą. Tym razem niezawodny minister Gowin, odnalazłszy pusty pojemnik do transportu „mrożonek medycznych” wyskoczył z oskarżeniem niemieckich naukowców o import embrionów oraz eksperymenty na nich. Każdy średnio rozgarnięty Polak w średnim wieku, oczami wyobraźni, widzi wtedy obozy koncentracyjne i doktora Mengele. Czy premierowi potrzebne było takie właśnie wsparcie podczas wyjazdu? Będzie to musiał rozwikłać sam, a że jest już w nastroju do wyrzucania, tworzących mu problemy ministrów, Gowin może być zagrożony.
Sęk jednak w tym, że „konserwa krakowska” dobrze wie, co i kiedy robi. Widać był mu ten wyskok właśnie w tym momencie potrzebny.

sobota, 13 kwietnia 2013

Litania 20130413


Jeśli Aleksander Kwaśniewski jest gwiazdą eventu rozpoczynającego kampanię wyborczą, to wiedz, że coś się zadzieje. Zgodnie z prawem Murphyego: „Jeśli coś zdarzyło się dwa razy, to trzeci jest nieunikniony”. Prawdopodobnie tę zasadę sprytnie wykorzystał pan Pinokio z Biłgoraja. Nikt przy zdrowych zmysłach i czystych intencjach nie robiłby bowiem prezentacji pełnomocników po ponad godzinnej nasiadówie w knajpie, znając na dodatek zamiłowanie ex-prezydenta do kolorowych płynów z niekoniecznie małą zawartością C2H5OH.
Miał hetman rozpieprzyć lewicę na zlecenie Tuska, więc robi to powoli, zawoalowanie ale metodycznie. Drugiej takiej … ladacznicy ze świeca szukać.


Jeżeli politycy zaczynają zamachiwać się na OFE, które są zakamuflowanymi wylęgarniami funduszy dla rządzącej PO, to wiedz, że zaraz komuś puszczą nerwy i zacznie straszyć tych pierwszych. Tym razem, dziwnym trafem to Moody's zagroził obniżeniem ratingu. Mam nadzieję, że kontestujący działanie paraZUSów nie narobią w portki i doprowadzą swój plan do końca. Okradanie ludzi z miernoty jaką dostaną na emeryturze, to zwykłe dziadostwo.


Jeśli łączą się ze sobą dwie platformy cyfrowe i pierwsze wspólne działania doprowadzają do totalnego wqrwa prawie 100 tysięcy abonentów, to wiedz, że sprawa ma drugie dno. Jakie? To zapewne wyjdzie przez przypadek za kilka tygodni i tylko bardzo uważni obserwatorzy się połapią ale jeśli w sprawę zamieszana jest spółka ITI, to jakiś wałek musi się kręcić. Oni bez nich nie potrafią funkcjonować.


Jeżeli trzy osoby przeżyły katastrofę samolotu, który wybuchł 20 lub 100 metrów nad ziemią a dowiadujesz się o tym po trzech latach, to wiedz, że ten, który ci tę nowość objawia jest albo psychicznie chory albo ma cię za skończonego debila. Tak czy inaczej powinieneś się tego typu ludzi wystrzegać, bo odium ich postępowania może przejść na ciebie. A taki ekskrement nie daje się łatwo z palta sprać. Wie o tym dobrze mecenas Rogalski, który już zrozumiał, że stał po niewłaściwej stronie ale jeszcze nie wie ile będzie musiał na pralnię wydać.


Jeśli minister Budzanowski nie wiedział nic o podpisywanym „memorandum gazowym”, to wiedz, że tak jak kilku jego kolegów i koleżanek w rządzie jest tam tylko przez osobiście dobre kontakty z Tuskiem. Ten ostatni gdyby miał cojones, to pozbyłby się wreszcie niekompetentnych pasożytów z rządu, bo źle to robi jego wizerunkowi.
Ale zaraz zaraz, po co ja te dobre rady rozdaję, skoro im gorzej rządzi PO tym lepiej dla SLD w następnych wyborach? Ale Polski szkoda!
PO na aut, SUBITO!!!