Tweetnij Obserwuj @MRGrzegorczyk

środa, 21 listopada 2012

Rzeczpospolita nasza kochana

Doskonale wiecie, że uwielbiam na rzeczywistość patrzeć z innej strony. Dziś też spojrzę.
Miałem się na temat "bombowego Bruna" nie wypowiadać, ale dzisiejszy ranny tekst usłyszany w "Trójce" niemal mnie do komentarza zmusił.
Redaktor kilka minut przed siódmą wypowiada takie oto zdanie: "Nawet "Rzeczpospolita" wysoko oceniła działania ABW w tej sprawie". Hmmm ... w sumie, mogło to dziennikarza przeglądającego prasę w porannym programie zaskoczyć. Zabrzmiało to bardzo szczerze w jego ustach.
I tu, według mnie, pies jest pogrzebany. Dzisiaj Rzepa, ze swoimi nowymi władzami naczelnymi, może/chce chwalić działania służb. Za chwilę skończą się krytyczne wobec rządu i poszczególnych ministrów artykuły a wszystko dlatego, że Gmyz z Wróblewskim dali się podpuścić do wydrukowania tekstu "Trotyl we wraku Tupolewa", Talaga sprawnie ich do tego zmotywował a Hajdarowicz ostatecznie za to wykopał.
Przy okazji właściciel Rzepy wywalił z pracy także Staniszewskiego, który o dziwo, optował za nie puszczaniem feralnego tekstu do druku a przynajmniej nie w tym momencie oraz Marczuka, którego w ogóle wtedy w redakcji nie było, bo przebywał na urlopie i zajmował się chorym ojcem.
Co połączyło zatem opisaną powyżej czwórkę, bezrobotnych już teraz dziennikarzy? Okazuje się, że wszyscy oni pisali i publikowali na łamach "Rzeczpospolitej" teksty ośmieszające działania Ministerstwa Spraw Zagranicznych i samego Radka Sikorskiego. Panowie mieli czelność wytykać resortowi przede wszystkim karygodne, żeby nie powiedzieć debilne, ruchy wobec opozycjonistów białoruskich.
W każdym normalnym kraju, za same już naciski na gazetę żeby niewygodnych ministerstwu nie drukowała, minister powinien się podać do dymisji. W Polsce nie dość, że nawet nikt na takie rozwiązanie nie wpadł, to jeszcze, zaryzykuję ukucie tej teorii spiskowej, zaszczepił niewygodnych dziennikarzy pomysłem niedorzecznym a potem doprowadził do ich zwolnienia.
"Grzegorczyk zwariował" - powiecie. Może ... ale weźcie pod uwagę jeszcze dwa szczegóły. Primo - Graś jest kumplem Hajdarowicza od czasów studenckich i nie ma problemu, żeby się z nim na rozmowy wybierać o g. 01.30 w nocy na ul. Wiejskiej w Warszawie. Sekundo - Talaga z Sikorskim, Radkiem Sikorskim, o polityce i nie tylko rozmawiają przy wybornym winie, i to wcale nie tak rzadko.
Dobrze, ale co z tym wszystkim wspólnego ma nasz "wybuchowy Bruno"? On nic ale czas, w jakim o jego zatrzymaniu i szczegółach działalności poinformowano, już taki przypadkowy nie jest. Powtórzę raz jeszcze, w normalnym kraju, wszelkie ataki na niezależność IV władzy kończą się dla inicjatorów marnie. A w Polsce? Późnym wieczorem ukazuje się artykuł z opisem mechanizmu takiego działania w internecie, wśród użytkowników Twittera zaczyna wrzeć, robi się późno więc komentatorzy idą spać a na przebudzenie mają już żółte i czerwone paski w porannych programach publicystycznych.
Pies z kulawą nogą już o sprawie cichego przejęcia Rzepy już nie mówi, bo przecież stała się wielka narodowa tragedia a zarazem sukces wielki - schwytano niedoszłego zamachowca, na podstawie zeznań samych anonimowych świadków, czytaj - agentów ABW prowadzących Brunona od ponad roku.
Wcześniej w moim tekście pojawiło się nazwisko Marczuk, teraz muszę je powtórzyć, bo nasuwa mi się porównanie z panią noszącą takie samo nazwisko, z inną panią o nazwisku Sawicka oraz nieżyjącym już Andrzejem Lepperem. Nie mam dowodów aby te sprawy łączyć ale intuicja podpowiada mi, że kierunek myślenia jest dobry. Ciekawe jednak ile jeszcze, współpracownicy premiera, mają takich "historii" na podorędziu aby je odpalać w najbardziej dla nich odpowiednich momentach.

Do niedawna, takie akcje serwowali nam twórcy z Hollywood, dziś reżyserują je ci, którzy powinni krajem rządzić. I jak tu nie wierzyć w słowa Mira, że "Polska to ...".

czwartek, 15 listopada 2012

Dlaczego PO toleruje faszyzm w Polsce?


To proste, bo jeśli nie ma się nic do zaproponowania społeczeństwu, to wygrać można tylko na strachu przed skrajnym przeciwnikiem.
Ta metoda zdała już egzamin dwukrotnie i będzie eksploatowana w dalszym ciągu. Dziś jestem niemal pewien, że Cezary Gmyz został wmanewrowany w napisanie swoich bredni, jeśli nie na zlecenie, to na pewno za cichą zgodą Donalda Tuska. Przetrzymanie, feralnego 30 października, niemal 10 godzin do pierwszej konferencji premiera, miała służyć temu żeby się prawica zapaliła, nakręciła, wyrzygała wszystko co na wątrobie się uzbierało a na koniec żeby została sprowadzona przez Donalda do parteru. Przy okazji udało się kilku niewygodnych krzykaczy uciszyć. Znamienne jest również, że jakoś politycy obozu rządzącego nie spieszyli do napiętnowania języka jaki był przez prawicę tego dnia jeszcze mocniej akcentowany niż zwykle.
Podobnie sprawa ma się z ONR i Młodzieżą Wszechpolską. Wszyscy wiedzą, że to organizacje skrajnie nacjonalistyczne i faszyzujące, ale będą przez władze hołubione, bo tylko na ich tle, PO będzie się jawiła jako alternatywa dla przyszłych wyborców. Nawet PiS ma teraz problem, bo biorąc pod skrzydła rodzący się Ruch Narodowy, pozycjonują się w zasadzie już za prawą ścianą sceny politycznej. Odcinając się jednak wystawi się na oskarżenie o sprzeniewierzenie ideałów narodowo-wolnościowych.
Tak czy inaczej, tolerowanie faszyzmu ze względu na partykularne interesy swoich ugrupowań jest bardzo niebezpieczne i oby nie obróciło się przeciwko tym, którzy nie widzą dziś takiego problemu. Nie kieruje mną teraz nadmierna miłość bliźniego ale zwykły niepokój o demokratyczny ład naszego państwa. Wczoraj Winnicki nawoływał do obalenia "republiki okrągłostołowej" a jutro jego fanatyczni wyznawcy zabawią się w polskich Breivików.
Ciekawe co wtedy powie Jarosław Gowin? Choć to nie jest akurat najlepszy przykład, bo analizując jego ostatnie wypowiedzi, wydaje mi się, że bliżej mu do ONR-u niż do liberalnej partii jakiej póki co jest członkiem.